Hejołki! :3 Ten ostatni, rozdział 20 jest podzielony na dwie części: z punktu widzenia Franka i Gerarda. Miłego czytania :*
---------------------------------------------------------------------
[Frank]
Z każdym dniem czułem się coraz gorzej. Wiedziałem, że jest ze mną źle. Kiedyś niechcący podsłuchałem rozmowę dwóch pielęgniarek, które pobierały mi krew i dowiedziałem się, że to przerzuty. Zrobiło mi się niezmiernie smutno, bo umrę, zostawię mamę i Gerarda. Ale cóż, jeśli taka jest wola Boga, to będę musiał się z tym pogodzić. Nie wiedziałem tylko, że będzie mi tak ciężko. Mama się ze mną męczy, to ją wykańcza nerwowo. Gerard też się martwi. Nie chcę być dla nich ciężarem, lepiej będzie jak...
******
Dzisiaj znów zemdlałem, ale już się przyzwyczaiłem. To tylko ok. 10 minut nieświadomości i leżenia bezwładnie najczęściej na podłodze. Wymiotuję każde posiłki cięższe niż jedna sucha bułka. W sumie po bułkach też wymiotuję, ale nie aż tak. Bardzo chciałbym wstać z łóżka i znowu zagrać na gitarze, lecz jestem zbyt osłabiony. Jak ja dawno nie byłem na dworze, nie wliczając wszystkich wyjazdów do szpitala na badania. Ach, przez te wszystkie przemyślenia zachciało mi się do toalety. Wstałem i... Upadłem na podłogę, to było do przewidzenia. Nie chciałem nikogo wołać do pomocy, sam sobie potrafię poradzić. Przeczołgałem się po bardzo miękkim dywanie i dotarłem do drzwi o niezwykle twardej i szorstkiej powierzchni. Tak, te z pewnością prowadzą do mojej łazienki. Klamka znajdowała się dość nisko, więc złapałem się jej i podciągnąłem do pozycji pionowej, przy tym otwierając drzwi. Wszedłem do środka i znalazłem toaletę. Dalej, to chyba nie muszę streszczać, prawda?
Gdy wyszedłem z łazienki, czekał na mnie Gerard.
-Hej, Frank!- powiedział i przytulił mnie.
-Cześć- odparłem i wtuliłem się w zagłębienie pomiędzy barkiem a szyją chłopaka. Jego włosy pachniały świeżo, pewnie niedawno myte, jak czekolada, a zapach szyi przyjemnie drażnił moje nozdrza, bliżej nieokreślone męskie perfumy.
-Jak tam się trzymasz?
-Jakoś- westchnąłem obojętnie i odkleiłem się od Gerarda- Gee... Ja wiem, że jestem za słaby i w ogóle, ale zrób coś dla mnie...
-Co?
-Pójdziemy na spacer?
-Heh, nie ma mowy! Twoja mama mnie zabije jak się dowie...
-Proszę!
-Och, no dobrze. Pomogę ci się ubrać.
Szliśmy tak w ciszy, a ja wsłuchiwałem się w szum liści, śpiew ptaków, radosne krzyki roześmianych dzieci. Usiedliśmy, jak zwykle, na naszej ławce w parku. Przytuliłem się do Gerarda, a ten objął mnie ramieniem. Było ciepło, lecz nie gorąco ani duszno. Chłodny wiaterek ochładzał nas i dawał powiew świeżego powietrza, za każdym razem lekko mierzwiąc resztki już moich włosów. Pomimo choroby, czułem się błogo. Mogłem tak siedzieć na tej naszej ławeczce w parku oparty o ciepłe ciało Gerarda, słuchać śpiewu ptaków, odpoczywać cały czas.
-Ach, jak tu cudownie!- powiedziałem.
-Yhym- potwierdził- Ale musimy się już zbierać. Twoja mama zaraz przyjdzie z pracy.
-No dobra- westchnąłem ciężko i wstałem z ławki. Pomimo tak krótkiego spaceru, cieszyłem się- Co dziś za dzień?
-Poniedziałek, 5 czerwca.
-Aha. Gerard?
-Tak?
-Myślisz, że doczekam zakończenia roku szkolnego?
-Pewnie, że tak! Czemu niby miałbyś nie doczekać?
-No bo wiesz... W końcu to mnie zabija...- ucichłem.
-Skąd wiesz?
-Usłyszałem przypadkiem rozmowę pielęgniarek w szpitalu.
-Cóż...- zawiesił głos, spochmurniał- Frankie, trzeba wierzyć w to, że wszystko będzie dobrze.
-Wiesz, trochę się boję- wyznałem.
-Ja też, Frank. Nie mówmy już o tym- poradził i skręcił w lewo, do mojego domu.
******
Obudziłem się dziś rano z dziwnym uczuciem. Nie jestem nawet w stanie go opisać. Wykonałem wszystkie czynności poranne, włącznie z tymi mniej przyjemnymi związanymi z chorobą, np.: wymioty.
Ten dzień dobrze sobie zagospodarowałem czasowo. Do 16:00 pobędę sobie z mamą, a potem z Gerardem, bo mama jedzie do pracy. Powiedziała, że dzisiaj idzie ostatni raz, a potem bierze wolne, żeby spędzić ze mną jak najwięcej czasu. Zanim umrę... Wiem, że mama nigdy by mi tego nie powiedziała prosto w oczy, ale tak pomyślała.
Świetnie się razem bawiliśmy. Słuchaliśmy muzyki, rozmawialiśmy, żartowaliśmy, było wspaniale, lecz potem pojechała do pracy, a ja zadzwoniłem do Way' a. Niestety, mama również kazała mi to zrobić, bo chciała być pewna, że ktoś ze mną będzie przez cały czas jej nieobecności. Martwiła się, wiem. Tylko czasem czuję się, jakbym musiał być pod czyjąś stałą i ciągłą opieką.
Pomimo tak miło spędzonego popołudnia, nadal czułem się tak jakoś dziwnie. Miałem przeczucie, że dziś coś może się wydarzyć.
"Może to już czas, aby umrzeć, Frank?"- pomyślałem.
[Gerard]
Dzisiejszy dzień był pochmurny i deszczowy, aż nie chciało mi się wychodzić na zewnątrz, ale Frank po mnie zadzwonił, więc nie mogłem odmówić. Jak dobrze, że mieszkamy tak blisko siebie. Ubrałem czarne trampki i skórzaną kurtkę, po czym wyszedłem z domu i pobiegłem szybko do mojego chłopaka, aby schronić się przed ulewą. Wytarłem buty w wycieraczkę i wszedłem do środka, uprzednio zdejmując kurtkę. Zapukałem do pokoju bruneta i wszedłem do środka. Rozejrzałem się dookoła i zobaczyłem Franka leżącego na podłodze. Ciężko oddychał, stękał. Podbiegłem do niego i położyłem jego głowę na swoich kolanach. Dotknąłem dłonią jego czoła, lecz było tak rozpalone, że zaraz ją odsunąłem.
-Frank? Frank! Co ci jest?- krzyczałem.
-Gerard?- wyjąkał.
-Tak, to ja, skarbie. Co ci jest?
-Ja... To już chyba czas, Gee...
-Co?! Na co? Nie, Frankie! Masz wysoką gorączkę, majaczysz!
-To czas...
-Nie, Frank, nie odchodź! Dzwonię po karetkę, tylko nie zasypiaj!
-Nie- chwycił mnie za rękę- Nie dzwoń, chcę umrzeć tutaj, w domu.
-Frankie, proszę, nie odchodź- błagałem- Co mogę dla ciebie zrobić?
-Po prostu bądź przy mnie. Powiedz mojej mamie, że bardzo ją kocham i niech się nie smuci. Obiecasz mi coś, Gee?
-Tak, co tylko chcesz.
-Ułóż sobie życie, baw się, kochaj, idź śmiało przez życie, po prostu bądź szczęśliwy, ale... Nie zapomnij o mnie.
-Nigdy o tobie nie zapomnę, Franiu. Jak mógłbym? Przecież poznanie ciebie jest najwspanialszą rzeczą, która mi się w życiu przydarzyła.- chłopak chwycił mnie drugą ręką, jakby zamarł na chwilę- Co jest?- przestraszyłem się.
-Gerard, ja... Ja widzę...
-Co?!- zachłysnąłem się powietrzem.
-Widzę cię! Masz... Zielone oczy i takie czarne, ładne włosy, pachnące czekoladą- złapał mnie za policzki- Blady jakby wykuty wprost z marmuru. Właśnie tak sobie ciebie wyobrażałem, ideał! Jesteś... Taki piękny- złączył nasze usta w czułym pocałunku pełnym pasji i tragizmu. Ostatni pocałunek...
-Frank...
-Tak?
-Zaczekaj, dosłownie chwilka, wytrzymaj!- pobiegłem do jego łazienki po małe przenośne lusterko, które znalazłem na dnie małej szafeczki pod umywalką. W ekspresowym tempie wróciłem do umierającego Franka, który bacznie rozglądał się po pokoju z uśmiechem na twarzy. Przyłożyłem lusterko do jego szyi w taki sposób, aby mały mógł ją widzieć.
-Spójrz, Frankie, to twój tatuaż. Podoba ci się?
-Jeju, jest śliczny!- uronił łezkę- Cieszę się, że mogłem być z kimś takim jak ty, a zobaczyć cię i twoje piękno, nawet w takich okolicznościach, to zaszczyt!
-Oj, Frank! To raczej zaszczyt dla mnie- uśmiechnąłem się przez łzy.
-Nie płacz, Gerard, kocham cię!- otarł ściekającą łzę z mojego policzka
-Ja ciebie też!
-Nie odchodź teraz...- kaszlnął krwią, co jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że mój mały Franio naprawdę już umiera.
-Nigdzie się nie wybieram- wytarłem kropelki krwi z czoła bruneta i złapałem jego dłoń z zamiarem niepuszczania jej już do końca.
-Nie...- mówił ostatkiem sił- Nie zapomnij o mnie, Gerard! Nie zapomnij...- wtedy zamknął swoje szkliste oczy, rozluźnił mięśnie i wyzionął ducha.
-Frank! Nie zostawiaj mnie, kocham cię...- rozpłakałem się i przytuliłem do siebie jego jeszcze ciepłe, drobne ciałko.
"Już nie cierpi"
******
Stałem w deszczu na cmentarzu. Wszyscy się już rozchodzili.
-Gerard...- mama złapała mnie za ramię- Chodźmy już...
-Och, mamo. Chciałbym tu jeszcze trochę zostać.
-Dobrze, ale wiedz, że jest mi bardzo przykro i przepraszam za wszystkie moje wybryki, ja...
-Mamo- przerwałem jej- Wybaczam ci- powiedziałem to z trudem. Sztuką jest umieć wybaczyć osobie po raz setny, kiedy ona cały czas popełnia te same błędy i wcale na to nie zasługuje.
Rodzice jako ostatni opuścili cmentarz. Zbierało się na deszcz. Ja cały czas stałem przed marmurowym grobem Franka, gdzie pełno było kwiatów i zapalonych zniczy. Na złotej tabliczce z wizerunkiem małego widział napis:
"Franklin Anthony Iero (ur. 21.10.1981r. --- zm. 10.06.1998r.) - Kochany syn, oddany przyjaciel.
Kiedy życie zostawia nas ślepcami, Miłość trzyma nas w dobroci"
-Wiesz co?- zacząłem po cichu- Dziękuję Ci za Franka. Walczył naprawdę dzielnie... Nigdy nie poznałem i zapewne nie poznam już takiej osoby jak on. Teraz wiem, że jesteś dobry. Nie pozwoliłeś mu cierpieć, dziękuję...- otarłem łzę- Frank, jeśli mnie słyszysz, jesteś teraz pewnie w lepszym miejscu- nie wiem, dlaczego, ale nagle poczułem niezwykłą energię, dobrą energię, centralnie obok mnie- Wiedz, że nigdy cię nie zapomnę, bo będziesz zawsze blisko mnie. Wiesz gdzie? W moim sercu...
----------------------------------------------------------------------
Cherry, proszę, bądź łaskawa i znajdź sobie mniej agresywne hobby! ;) W ogóle Wszyscy bądźcie łaskawi, ale planowałam to już od prologu. Przepraszam... :(
o matko matulu najukochańsza. coś Ty zrobiła?
OdpowiedzUsuńpłaczę przez Ciebie. po prostu to było piękne.. dziękuję Ci *ściska mocno płacząc* <3
ja wiedziałam że to się tak skończy. od samego początku miałam przeczucie że kogoś tu uśmiercisz..
kocham to opowiadanie. i Ciebie za to że je napisałaś. :3
po raz pierwszy od dłuższego czasu płakałam.. jeszcze raz Ci dziękuję. :*
i napisz nam coś jeszcze tylko tym razem z happy end'em. takim do porzygania tęczą. ;D
XOXO
...
OdpowiedzUsuńJa... Ja na prawdę nie wiem co mam powiedzieć... To było... Takie... Przesiąknięte emocjami, byłam bliska płaczu, kiedy doczytałam się, że Frankie leży i umiera. Później już płakałam, ponieważ Frankie odzyskał wzrok. Tylko szkoda, że nie dałaś mu się tym nacieszyć, ale... Zobaczył przecież swoje szczęście, nie? A to jest najważniejsze.
Po prostu... Najzwyczajniej w świecie się rozryczałam, zamoczyłam klawiaturę... Tak jak nigdy, nie płakałam przy czytaniu czegokolwiek, tu po prostu łzy zaczęły ze mnie wypływać. Ale, co dziwne, uśmiechałam się. Śmiałam się przez łzy, aż moja mama przybiegła sprawdzić co się dzieje... Ehhh, nie wiem nawet jak opisać emocje, które mną targały gdy skończyłam czytać. Po prostu siadłam i tępo patrzyłam się w ścianę przede mną. Tak dla uściślenia: jebutnie fioletową ścianę, od której prawie dostałam oczopląsu. Więc, po chwili wzięłam się za pisanie tego oto komentarza. Nie wiem... Nie wiem co się ze mną stało. Może były jeszcze dwa opowiadania, po których strasznie mną wstrząsnęło. I do listy doszło jeszcze to cudo...
Well, mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości coś jeszcze stworzysz. Liczę na to z ca lego serca :3
I tak całkowicie od siebie chciałam Ci podziękować za wspieranie mnie przez drogę mailową, kiedy czułam się jak ostatnie gówno, a Ty bez żadnego protestu mnie słuchałaś i pocieszałaś. Dziękuję <3
gI tak poza tym... Za dwa dni będę mogła legalne założyć facebooka (lol), zastanawiam się... Jakbym założyła (nic nie gwarantuje) chciałabyś dalej się ze mną utrzymywać znajomość? Nie wiem, czemu, ale dziwnie mi na tym zależy...
I jeszcze:
PISZ, PISZ I JESZCZE RAZ PISZ BO MASZ NIESAMOWITY TALENT I NIE WOLNO CI GO ZMARNOWAĆ.
Xoxo Lack of Sleep
Ależ oczywiście, że będę chciała z Tobą utrzymywać dalej kontakt! :)
UsuńNie ma za co, to przyjemność pomagać innym ludziom <3
Jak tego, to Ci potem podam na gmail moje namiary na fb :D
Ja... Musiałam czekać aż do następnego dnia, żeby napisać jakiś konstruktywny komentarz, ale nie mogę! Nie mogłam spać nawet, bo byłam wstrząśnięta. To było takie piękne, przesiąknięte emocjami, odzwierciedlało przykrą rzeczywistość. Jedyne, co mi teraz (mądrego) przychodzi na myśl, to pewien wspaniały cytat:
OdpowiedzUsuń"Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą..."
Dziękuję Ci za to opowiadanie, dzięki któremu wylałam litry łez. Nie przestawaj pisać, bo masz naprawdę wielki talent i mam nadzieję, że szybko wrócisz do nas z jakimś nowym, ciekawym pomysłem.
Weny i jeszcze raz, dziękuję! <3
xoxo
ZiZi
Wiesz... Nie jestem zła. Pomimo tego, co pisałam wcześniej na twoim blogu i gmailu, jest... Jest okej. I co z tego, że zalewam się łzami jak jakaś... no nie wiem! Ale ja nigdy nie miałam serca... Nigdy przenigdy nie ryczałam jak ktoś umarł w opowiadaniu (bo zwykle czytałam już dokończone i zawsze patrzałam na ostatni rozdział xD Jak umarł, to nawet tego nie zaczynałam xD) Jednak... Nawet, jeśli twoje opowiadanie jest już prawie dokończone i wiedziałabym, że Frank umrze, przeczytałabym je. Nie żałuje ani jednej sekundy spędzonej na tym blogu, ponieważ było warto. Tak cholernie było warto poznać historię tych dwóch chłopców. Ich marzenia, siłę, wolę życia. Mimo tak wielu przeszkód, potrafili cieszyć się życiem. A zwłaszcza Frank... To jest po prostu piękne... Piękne jest również to, co to opko potrafi zrobić z człowiekiem. Pomimo tych najbardziej smutnych momentów, niemal cały czas uśmiechałam się przez łzy. (I akurat do pokoju weszła babcia, najpewniej myśląc, że mam coś z głową. Bo mam... o.O)
OdpowiedzUsuńA co do samego rozdziału... To jak Frank zobaczył Gerarda... Jezu! To ponad moje siły! Kolejny raz wybuchłam płaczem, krztusząc się własnymi łzami ;_; Straszne, ale cudowne. Wiem jak to brzmi, ale takie jest moje zdanie i... Rozumiesz mnie, prawda? O boże... Nawet nie potrafię skleić prostego zdania po tym, co przeczytałam. Także tego... Dziękuję ci bardzo za to, co dla nas tworzysz. Że piszesz te cuda i dajesz nam do czytania i oceniania. W sumie nie ma co oceniać, bo każdy przyzna mi rację, iż to powyżej nie jest zwykłym fanfickiem, tylko prawdziwym dziełem *_* So... Weny ci życzę i mam nadzieję, że niedługo ruszysz z nowym opkiem, bo będę tęsknić. Tak cholernie tęsknić ;___; Dobra, no... już nie będę tutaj ryczeć, wiesz co chcę ci powiedzieć <3
XoXo
Miałam więcej emocji jakieś 30minut temu, ale postanowiłam najpierw napełnić żołądek, przez co moje feelsy sobie gdzieś poszły.
OdpowiedzUsuńW każdym razie... no kurczę, to było naprawdę dobre i smutne. Kocham smutne opowiadania. Smutne są zawsze bardziej prawdopodobne od wesołych, bardziej bliskie naszemu światu, bardziej życiowe. Przepraszam, że nie komentowałam regularnie (chociaż miałam taki zamiar) ale jakoś nigdy nie potrafiłam regularnie przypominać sobie o zaspakajaniu mojej potrzeby czytania frerardów.
Wiesz, lubiłam to twoje opowiadanie bo przypominało mi moje początki, nie wiem, wydaje mi się, że to był twój pierwszy, prawda? Pierwsze mają w sobie zawsze taką specyficzną nutę, nadającą im jedyny w swoim rodzaju charakter, który z biegiem jest niwelowany przez kształcący się styl tworzenia. Może nie wywołało to u mnie jakiegoś potoku łez, ale było naprawdę dobre.
Chcę byś już zaczęła tę nową opowiastkę. Chcę sobie obserwować jak się rozwijasz, jak twoje pismo będzie nabierało donioślejszego charakteru, chcę widzieć jak się kształcisz. Jesteś przyjemną autorką.
Kocham uśmiercać bohaterów. Czyżbyś też miała jakieś takie zapędy? Może nie jestem jedyną sadystką?
Oh, moja interpunkcja i ortografia ssą. Przepraszam.
I w sumie, to też dziękuję.
xoxo
Zombies
SŁUCHAM, KURWA?
OdpowiedzUsuńJa tu sobie spokojnie czytam, jestem już dobrej myśli, że zaraz naprawdę zdarzy się cud i Frank wyzdrowieje, odzyska wzrok i będą sobie żyli długo i szczęśliwie, A TY GO KURWA ZABIJASZ?
Ale się poryczałam, o jezu. -.-'
Nie lubię cię już. Strzelam focha. Dlaczego w każdym Frerardzie ktoś musi umierać? >:C
Jak moglas go usmiercic, teraz rycze ;( |gee17
OdpowiedzUsuń