wtorek, 28 maja 2013

"When life leaves us blind, love keeps us kind" Part 13

[Gerard]

                                     TYDZIEŃ PÓŹNIEJ


   Śnieg już całkiem stopniał, a było go i tak bardzo mało, ale co się dziwić, przecież to New Jersey. Siedziałem na boisku pod wysokim drzewem. Rozłożysta korona osłaniała mnie przed słońcem i dawała przyjemny chłód podczas lekkich powiewów wiatru. Słuchałem muzyki i rozmyślałem.

  Już tydzień minął od tamtego niefortunnego wydarzenia. Przez ten czas widziałem go chyba ze dwa razy. Wiedziałem, że nie będzie już chciał mnie znać, ale nie zdawałem sobie sprawy, że brak obecności bruneta będzie mi tak doskwierał. Tęskniłem, cholernie za nim tęskniłem. Za jego melodyjnym głosem, uroczym śmiechem, zmierzwioną, bujną, czarną czupryną, za jego smukłymi dłońmi drobnym ciałkiem, nawet za tym jego tatuażem. Przez ten czas uświadomiłem sobie, jak bardzo Frank jest dla mnie ważny. Nie mogłem pozwolić, aby przez jeden głupi pocałunek, jedną chwilę słabości, nasza przyjaźń legła w gruzach. Dałem nam obu czas na ochłonięcie. Może powinienem w końcu ruszyć dupę i go przeprosić? Tsa, powinienem, ale jakoś nie mogę zebrać się na odwagę. Strach przed odrzuceniem jest silniejszy od reszty. Miałem w głowie tyle myśli, tyle czarnym scenariuszy, wątpliwości, pytań bez odpowiedzi, a przerwa nie trwa wiecznie...


                                             ******

   Zobaczyłem go we mgle. Oddalał się i tylko gapił się na mnie z szyderczym uśmiechem.
-Frank!- krzyczałem, ale moje dźwięki zdawały się niknąć jeszcze przed mgłą. Ona mi go zabierała- Czekaj! Przepraszam, Frank, wróć do mnie!- zniknął, a wraz z nim mgła. Zostałem sam pośród ciemności. Cisza...
Nagle usłyszałem przytłumiony głos mężczyzny:
-Panie Way? Panie Way! Gerard!
-Co?- krzyknąłem jak wyrwany z amoku. 
-Po pierwsze: nie CO, tylko PROSZĘ. Po drugie: czy nie zechciałby pan odnieść się do mojego pytania?- odrzekł nauczyciel od fizyki lekko drwiącym tonem. Czułem na sobie spojrzenia całej klasy.
-Ymm... Ja... No, bo tego, no...
-A więc powtórzę pytanie, a pana, panie Way, przestrzegam przed zasypianiem na lekcji- spuściłem głowę- Pytanie brzmi: z jaką siłą oddziaływują na siebie dwa ładunki o wartościach q = 1 C, znajdujące się w powietrzu w odległości r = 1m od siebie?- CO?! On sobie chyba jaja robi! Jak ja mam to niby obliczyć? To jakieś chińskie wzory są, no!
-No więc...- przedłużałem wypowiedź ile się tylko dało- Dwa ładunki o wartościach q = 1 C, znajdujące się w powietrzu w odległości r = 1m od siebie oddziaływują na siebie siłą o wartości...- cholera, dalej już nie mogłem przeciągnąć- Ymm... 
-No, słucham- fizyk zaczął się niecierpliwić.
 - 8,9*10⁹ N, proszę pana!- krzyknął James, lamus z pierwszej ławki. Zawsze podlizywał się nauczycielom, kujon zasrany... Ale bądź co bądź, uratował mi skórę.
-Bardzo dobrze, James- pochwalił go i spojrzał na mnie krzywo- No dobrze, skoro pan Way nie miał okazji odpowiedzieć na moje pytanie, a na pewno znał prawidłowy wynik, to dajmy mu drugą szansę. Podejdź do tablicy i rozwiąż podane przeze mnie za chwilę równanie- wstałem, czemu towarzyszyło szurnięcie krzesła. Szedłem środkiem sali, aż spotkałem się ze współczującym spojrzeniem Ray' a i Steacy. Wszyscy wiedzieliśmy, że facet od fizyki jest ostry i wymagający. Lubił pastwić się nad uczniami na oczach całej klasy, a przy tym odczuwał przeogromną radość, której oczywiście nie okazywał. Nogi miałem jak z waty, a ręce zaczęły się niemiłosiernie pocić. W końcu doszedłem do tej pieprzonej tablicy i chwyciłem kredę. Dłonie trzęsły mi się z strachu i stresu. Ciekawe, jakie zadanie dla mnie wymyśli... Już otworzył usta, aby mi coś podyktować, gdy nagle po całej szkole rozległ się donośny dźwięk dzwonka, Odetchnąłem z ulgą. 
"Jaka szkoda..." - pomyślałem i wróciłem bez słowa do ławki po swoje rzeczy, a potem wyszedłem ze szkoły, gdyż fizyka była moją ostatnią lekcją.

   Po drodze do domu spotkałem panią Lindę- mamę Franka. 
"Raz kozie śmierć" - pomyślałem i podbiegłem do niej.
-Dzień dobry!- uśmiechnąłem się.
-Dobry...- odpowiedziała obojętnie.
-Jest może Frank?
-Nie, jeszcze w szkole i lepiej będzie, jak ograniczycie swoje spotkania...
-Co? Ale, ale jak to?- spytałem zdezorientowany.
-Spytaj się swojej matki- rzuciła i pospiesznie skręciła w boczną alejkę. Przyznam szczerze, że teraz ta kobieta zupełnie zbiła mnie z tropu. Jeżeli dowiem się, że moja matka maczała w czymś palce, a ja o tym nie wiem, to... 
---------------------------------------------------------------------------
Mam dzisiaj średni humor, ale dodaję part 13. Bardzo krótki, wiem, ale zupełnie nie mam czasu na pisanie. Powiem Wam, że stanęło na 14 rozdziale. Dalej nie mam :( Ale postaram się to szybko nadrobić. Mogę powiedzieć, że festyn szkolny był super, udał się nam. Dla ciekawskich zdradzę, że jedną zaśpiewaną i zagraną przeze mnie na gitarze (elektrycznej, babe!) piosenką była Summertime - MCR, co spotkało się z licznym uznaniem starszych klas :* Minusem tego jest tylko to, że teraz moja nauczycielka powiedziała, że na występach już mnie na widowni nie zobaczą, tylko na scenie :(   Czyt. teraz w niedzielę będę "główną atrakcją" kolejnego festynu, tym razem większego... CO ZA TYDZIEŃ NO! ;) 

4 komentarze:

  1. Gratuluje udanego występu c: Poza tym rozdzial jest super, tylko staraj się jak coś pisać trochę dłuższe party, ale to jedyne zastrzeżenie.


    Xoxo Lack of Sleep

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo.. gratulacje.

    a co do rozdziału, to jak zawsze świetny. mogłoby być dłużej ale.. ;)
    weny dużo życzę i powodzenia w niedzielę. ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Krótkie, ale Cię rozumiem. Sama teraz mam ciężki tydzień i nie mogę wyrobić. Ale pomimo długości, rozdział wyszedł i tak świetnie :D
    Powodzenia na festynie :P

    xoxo

    ZiZi

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratuluję występu :). Nie jestem w stanie wymyślić konstruktywnego komentarza, więc napiszę tylko, że mi się podoba i czekam na następny rozdział:).

    Esk

    OdpowiedzUsuń