sobota, 20 kwietnia 2013

"When life leaves us blind, love keeps us kind" Part 1

[Gerard]

  Marzec. Jak ja nie cierpię tego miesiąca. Niby to wiosna się zaczyna, ale jakoś tego jeszcze nie widać. Roztopy, błoto, wahania temperatury, deszcze, a czasem nawet i śnieg sypie lub jest wichura. Idźcie mi z taką pogodą! Ja wolę lato, wtedy jest przynajmniej jasno i ciepło, no i nie trzeba nosić tych wszystkich kurtek, czapek, szalików czy rękawiczek. No ale cóż... Do lata jeszcze trochę zostało.
  Właśnie wracałem ze szkoły pieszo. PIESZO, rozumiecie?! Rodzice wyjechali na dwa tygodnie w interesach, a Bill- mój szofer, rozchorował się i nie mógł po mnie dziś przyjechać. Musiałem więc się pofatygować i wrócić sam do domu. Mieszkam daleko od szkoły, bo aż na końcu miasta. Rodzicom wymarzyło się wybudować willę na odludziu. No, może nie aż takim odludziu, ale obok mojego domu znajdują się tylko trzy inne, w tym jeden niezamieszkały. Nie powiem, że mi to jakoś bardzo przeszkadzało, bo lubię mój dom, ale dzisiaj poważnie zacząłem myśleć o przeprowadzce. Strasznie bolały mnie nogi, a moje czarne jeansy i kurtka skupiały na sobie promienie słoneczne. Nie wspominając już o moim ciężkim plecaku. No po prostu tortury jakieś! Chciałem jak najszybciej znaleźć się w moim pokoju ze szklanką zimnej lemoniady.
  Minąłem kościół, sklepy i mniejsze budynki. Skręciłem w lewo i wszedłem do parku. Była to ostatnia część mojej drogi do domu. Wtem zobaczyłem coś dziwnego. Pod koroną drzewa szybko poruszały się jakieś cienie. Podszedłem trochę bliżej i zobaczyłem jak dwóch osiłków znęca się nad chłopakiem. W normalnych okolicznościach zlekceważyłbym to i poszedł dalej. Jeszcze tego by brakowało, jakby i mnie się dostało. Lecz w tym momencie coś kazało mi się zatrzymać. Patrzyłem szeroko otwartymi oczyma na całe zajście. Nikt z przechodniów nie chciał pomóc temu biednemu chłopakowi. Nagle zobaczyłem jak jeden mężczyzna kopnął z całej siły w brzuch ofiary, a ten krzyczy z rozpaczy. Teraz coś we mnie zawrzało. Miałem ochotę stłuc tych wyrostków na kwaśne jabłko. Zacząłem biec w ich stronę, coś krzycząc. Pewnie się mnie wystraszyli, bo od razu uciekli, a ja podbiegłem do skulonego w kłębek chłopaka.
-Hej! Nic cie nie jest?- spytałem. Tsa, głupie pytanie. "Nie, Gerardzie, dwóch facetów pobiło mnie niemalże śmiertelnie, ale nic mi się nie stało. Nie musisz się fatygować".
-Eeem... Nie, dziękuję- odparł. No normalnie czyta w moich myślach o.O
-Pomogę ci wstać- podałem mu rękę, lecz chłopak jej nie złapał. Objąłem go więc w pasie i delikatnie postawiłem do pionu, na co jęknął z bólu i złapał się za brzuch.
-Ej, na pewno nic ci nie jest?-  no znowu moja genialna wypowiedź- Może zadzwonię po pogotowie?
-Na pewno. Nie ma takiej potrzeby. Jeszcze raz ci dziękuję.
-Kim byli ci faceci, jeśli mogę spytać?- lecz nic mi nie odpowiedział. Złapał się tylko gałęzi i kuśtykając zniknął za drzewami. Nawet się nie przedstawił, ale zapamiętałem jego długie, czarne włosy, ciemne okulary i tatuaż na szyi, który przedstawiał skorpiona. Doprawdy, ciekawy chłopak...
  Z zamyślenia wyrwała mnie znajoma melodia mojej komórki:
               
                              "Oh, sweet child o' mine
                              Oooh, sweet love o' mine"*

-Halo?- odebrałem.
-Siemka, brat!- odezwał się dobrze mi znany głos.
-Cześć, Mikey! A ty nie w szkole?
-No, skończyłem godzinę wcześniej i idę do pokoju..- urwał.
-Mikey? Coś się stało?- spytałem.
-Nie, nic.. Tylko szkoda, że ciebie tutaj nie ma.
-Oj, Mikey! Nie martw się, za parę miesięcy się zobaczymy- chciałem podnieść go jakoś na duchu, ale chyba to niewiele pomogło. 
-Za parę miesięcy, taa- prychnął.
-Nie smuć się, braciszku. Jak chcesz, to kupię ci i wyślę nowiutkiego jednorożca.
-Taak!- humor od razu mu się poprawił- Dziękuję, Gee! Jesteś najlepszym bratem na świecie!
-Wiem. wiem, młody. Muszę już kończyć, zadzwonię jutro. Pa! 
-Pa pa!- rozłączył się. Myślę, że należałoby teraz trochę opowiedzieć o moim bracie.
  Otóż Mikey jest ode mnie młodszy o dwa lata i, jak już pewnie zauważyliście, uwielbia jednorożce. Mikey jest chory na astmę i ma zaburzenia maniakalno- depresyjne. Rodzice wysłali go do drogiego ośrodka rehabilitacyjno- psychiatrycznego w Hoboken. Mikey już od dziecka zachowywał się dziwnie, ale dopiero po śmierci naszej babci, Eleny, popadł    w depresję. Ma już za sobą jedną nieudaną próbę samobójczą. A nie, przepraszam, według mojego brata wejście pod prysznic z włączonym tosterem to tylko roztrzepanie i przypadek. Poza tym, Mikey jest kochanym bratem i bardzo za nim tęsknię, bo nie mam z kim pogadać. No ale dość już o nim.
  Doszedłem do domu i wyciągnąłem z kieszeni klucze. Przekręciłem zamek i już miałem wejść do środka, kiedy usłyszałem samochód parkujący na podjeździe tuż obok mojego domu. Stanąłem i począłem obserwować pojazd. Grupka mężczyzn wyciągała z wielkiego bagażnika jakieś meble i wnosiła je do domu obok. "Ktoś się wprowadza"- pomyślałem. Wszedłem do domu, rozebrałem się i ruszyłem do mojego pokoju. Usadowiłem się wygodnie na czarnej kanapie i wybrałem numer kumpla.
-Hej, Ray!- rzuciłem.
-Siema! Co tam?
-Nie wiesz może, kto się wprowadza do tego ostatniego domu koło nas? - No właśnie, zapomniałem powiedzieć, że Ray mieszka w domu naprzeciwko mojego.
-A no wiem. Niejaka rodzina Iero.
-Iero? Pierwszy raz słyszę. Wiesz coś jeszcze?
-Wiem tylko, że to matka z synem i przyjechali z Belleville.
-Z Belleville? To niedaleko stąd. No nic... Dzięki, Toro. Cześć!
-Cześć!- odłożyłem telefon i wyjrzałem przez okno. Nie powiem, dostałem lekkiego szoku. Naprzeciwko w oknie siedział...  


* Guns N' Roses - Sweet Child O' Mine

No więc tego... To był START Z OPOWIADANKIEM, czyli Part 1 xD Mam nadzieję, że się spodobał. Teraz małe info: mam już prawie połowę rozdziałów napisanych, więc na razie jest zapas do dodawania. Mam zbitą nogę + wolne 3 dni, to postaram się popracować nad drugą połową opowiadania. Następnego partu spodziewajcie się w poniedziałek.
PS Dziękuję za życzenia! <3 <3   

3 komentarze:

  1. Lillillollillol... TO BYLO ZAJEBISTE! Nie mogę się doczekać dalszych części :3 A poza tym, poprawilas mi humor. Właśnie wróciłam z wycieczki do Warszawy ... Zaraz mi nogi odpadną. Kazali nam zapierdalać z Łazienek do teatru. Przeszłam chyba siedem km... A w autobusie w chuj gorąco...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też pojadę do Warszawy, ale w czerwcu. Tylko na dwa dni, a mamy masakrycznie dużo rzeczy do zrobienia i moje chore nóżki nie wytrzymają tyle zapieprzania po mieście :( No, ale cieszę się, że ci poprawiłam humor ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Yhyhy, no to ja się właśnie zabieram do czytania tego opowiadania, o. c: Podoba mi się ten styl, taki luźny i... no, fajny. xD

    OdpowiedzUsuń