piątek, 31 maja 2013

"When life leaves us blind, love keeps us kind" Part 14

[Gerard]

  Jak szalony wbiegłem do domu. Odłożyłem torbę, zdjąłem buty i skórzaną kurtkę, a potem wparowałem do salonu, gdzie siedzieli moi rodzice, spokojnie popijając kawę i rozmawiając. Kątem oka zerknąłem na mamę, która ze stoickim spokojem i obojętną miną przeglądała jakieś czasopismo. Tym zachowaniem jeszcze bardziej mnie zdenerwowała. Ktoś, kto ma coś na sumieniu, a moja mama na pewno ma sporo rzeczy, tak się nie zachowuje! Donna opanowała umiejętność kamuflowania uczuć perfekcyjnie. Odetchnąłem chwilę i zaraz usłyszałem:
-Co tak stoisz? Stało się coś?- nawet nie oderwała głowy znad swojej lektury.
-Ty się jeszcze pytasz, co się stało? Czy ty wstydu nie masz, kobieto?!
-Gerard!- odezwał się ojciec- Jak ty się do matki zwracasz?
-Spokojnie, kochanie. Ja to załatwię- powiedziała, a potem łaskawie skierowała swoje zimne spojrzenie na mnie- Co się stało?
-Już ty dobrze wiesz, co się stało. Spotkałem dzisiaj panią Iero- mama lekko drgnęła. Pierwsza oznaka jakichkolwiek emocji.
-Tak? No i co?- spróbowała ukryć swoje lekkie zdenerwowanie, ale mnie nie tak łatwo oszukać. 
-Mamo, coś ty jej nagadała?!
-Donna?- odezwał się zaintrygowany całą sytuacją tata.
-No co? Nie patrzcie tak na mnie! Zrobiłam to, co powinnam była zrobić!
-Ale co ty jej, do cholery, powiedziałaś?
-Naprawdę chcesz wiedzieć, tak?- zwróciła się do ojca- Nasz syn jest gejem- oznajmiła bezceremonialnie.
-Co?!- tata o mało co nie zakrztusił się kawą, która wcześniej zachłannie popijał.
-No tak, mamy syna pedała!
-No i co z tego?- krzyknąłem sfrustrowany.
-A to, że przyłapałam ich razem w naszym domu, rozumiesz?
-Czekaj, Donna. Jakich "ich" ?
-Gerarda i tą ślepą ciotę z naprzeciwka!
-Nie mów tak o nim!
-Bo co? To nieudacznik i...
-Przestań!- krzyknąłem na cały głos, aż wszyscy się uciszyli. Korzystając z okazji, podszedłem bliżej i spytałem władczym tonem- Co powiedziałaś mamie Franka?
-Ja...- zaczęła.
-Byłaś u nich, tak? Rano.- postanowiłem jej trochę pomóc- Co wtedy powiedziałaś?- nie odpowiedziała- No pytam!
-Donna, odpowiedz- wtrącił się ojciec.
-Ja, no... Ja po prostu nie chcę mieć pedała w rodzinie. Ludzie gadają, a mi nie jest potrzebna opinia matki cioty i matki psychicznego dziecka. To nie jest dobre dla naszej rangi społecznej, nie rozumiecie? To sprawka tego całego Franka, zdemoralizował cię. Takich jak on powinno się zamknąć gdzieś i odizolować od otoczenia jak...
-Tak jak Mikey' ego?- przerwałem jej. Spuściła głowę- Mikey' ego też zamknęliście w wariatkowie, zupełnie nie licząc się z jego i z moimi uczuciami. Wiesz, co on tam przeżywa? Dzwoni do mnie niemal codziennie i prosi, błaga, żebyśmy go stamtąd zabrali- mama spochmurniała- No i co jej powiedziałaś?
-Że to wszystko ich wina, że Frank ma się trzymać od ciebie z daleka, a jak jeszcze raz będzie próbował cię napastować, to go pozwę...
-Co?!- wybałuszyłem oczy. Nie wierzyłem własnym uszom. Nie, przesłyszałem się...- Coś ty, do cholery, zrobiła?! Groziłaś im, zabroniłaś Frankowi się ze mną spotykać i... Oskarżyłaś go o napastowanie?! Czyś ty do reszty zdurniała?!- nie wytrzymałem, po prostu dałem upust emocjom- Jak można tak bezczelnie kłamać i oskarżać? Przecież Frankie nic nie zrobił, to ja go pocałowałem, to ja jestem wszystkiemu winien, JA!- krzyczałem z całych sił, jakbym wpadł w jakąś furię- I nie pozwolę, aby ktokolwiek go poniżał, wyśmiewał, oskarżał, a już tym bardziej taka osoba jak ty! I wiesz, co ci jeszcze powiem? Wstydź się, bo jesteś zerem, rozumiesz? Swoim zachowaniem udowodniłaś, jak pieniądze potrafią zepsuć człowieka i nie zasługujesz nawet na to, aby stać w progu domu Iero- tym razem wypowiedziałem to zdanie powoli, chłodnym tonem, akcentując każdą głoskę. W pokoju zrobiło się cicho. Milczenie przerwał tylko głośny szloch matki. Pierwszy raz zaobserwowałem u niej ludzki odruch emocjonalny w tak silnym stopniu. Przy wspomnieniu o Mikey' m zaczęła drżeć, a teraz po prostu nie wytrzymała. Ojciec patrzył na nią tępo. 
-Gerard, ja... Ja cię akceptuję, wierz mi i... W zupełności popieram- powiedział w końcu- Zaślepiła nas kariera, pieniądze i zapomnieliśmy, co to znaczy miłość- podszedł i uściskał mnie, a to wszystko na oczach mamy, która się tego w ogóle nie spodziewała. Myślała pewnie, że jak jest jej mężem, to będzie ją zawsze popierał i we wszystkim bronił. Ojciec przejrzał wreszcie na oczy. Szkoda tylko, że musiało dojść aż do tego.
-Nie mam pojęcia, jak to zrobisz, ale masz to wszystko odkręcić, rozumiesz? Pójdziesz i przeprosisz panią Lindę za swoje zachowanie.
-Ale...- załkała matka.
-Żadne "ale"- wtrącił jej tata- A ty?- zwrócił się do mojej osoby- No na co czekasz? Leć do tego Franka!
-Ja? Ale...
-Żadne "ale" , powiedziałem! Kochasz go?- odpowiedź na to pytanie zajęła mi dużo czasu, ale teraz już jestem pewien, co do moich uczuć- No kochasz go, czy nie?
-Ja...- uciąłem- Tak!
-No to leć do niego, zanim będzie za późno- uśmiechnął się.
-Dziękuję, tato- uściskałem go z całej siły i wybiegłem z domu, prawie zabijając się o własne nogi. Szybko pokonałem odległość między naszymi mieszkaniami i stanąłem naprzeciwko drzwi. Nogi uginały się pode mną, ręce trzęsły, a w brzuchu czułem nieprzyjemne kłucie. 
"Raz kozie śmierć, dasz radę, Gerard!"- pomyślałem i zapukałem. Teraz nie było już odwrotu. Musiałem zmierzyć się z tym, jak mężczyzna. Oczywiście, obawiałem się odrzucenia moich uczuć, ale wiedziałem jedno: jeżeli raz na zawsze tego nie wyjaśnię, to nigdy nie zaznam spokoju. Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk otwieranego zamka, a po chwili w drzwiach stanął niski brunet.
-Cześć, Frank...   
 ------------------------------------------------------------------------ 
Tadaaaam! :D  Jestem w 14 rozdziałem i... STRASZNIE ZDENERWOWANA PRZED NIEDZIELĄ, ale to taki szczegół ;) Teraz tak: to jak na razie jest ostatni napisany przeze mnie rozdział. Wiem, jestem strasznie leniwa i przez ten czas nie napisałam reszty, ale postaram się to nadrobić. Wybaczycie mi? <mina słodkiego pieska> Cóż, bądź co bądź, mam nadzieję, że jednak tak :D Nie mam pojęcia kiedy rozdział 15, ale na pewno znajdzie się o tym informacja w zakładce info. Ale na ten czas, życzę Wam miłego długiego weekendu i <jeżeli oczywiście obchodzicie, a sądzę, że tak> UDANEGO DNIA DZIECKA  (ja np. dostałam nowy telefon, ale to też taki szczegół xD )
   

wtorek, 28 maja 2013

"When life leaves us blind, love keeps us kind" Part 13

[Gerard]

                                     TYDZIEŃ PÓŹNIEJ


   Śnieg już całkiem stopniał, a było go i tak bardzo mało, ale co się dziwić, przecież to New Jersey. Siedziałem na boisku pod wysokim drzewem. Rozłożysta korona osłaniała mnie przed słońcem i dawała przyjemny chłód podczas lekkich powiewów wiatru. Słuchałem muzyki i rozmyślałem.

  Już tydzień minął od tamtego niefortunnego wydarzenia. Przez ten czas widziałem go chyba ze dwa razy. Wiedziałem, że nie będzie już chciał mnie znać, ale nie zdawałem sobie sprawy, że brak obecności bruneta będzie mi tak doskwierał. Tęskniłem, cholernie za nim tęskniłem. Za jego melodyjnym głosem, uroczym śmiechem, zmierzwioną, bujną, czarną czupryną, za jego smukłymi dłońmi drobnym ciałkiem, nawet za tym jego tatuażem. Przez ten czas uświadomiłem sobie, jak bardzo Frank jest dla mnie ważny. Nie mogłem pozwolić, aby przez jeden głupi pocałunek, jedną chwilę słabości, nasza przyjaźń legła w gruzach. Dałem nam obu czas na ochłonięcie. Może powinienem w końcu ruszyć dupę i go przeprosić? Tsa, powinienem, ale jakoś nie mogę zebrać się na odwagę. Strach przed odrzuceniem jest silniejszy od reszty. Miałem w głowie tyle myśli, tyle czarnym scenariuszy, wątpliwości, pytań bez odpowiedzi, a przerwa nie trwa wiecznie...


                                             ******

   Zobaczyłem go we mgle. Oddalał się i tylko gapił się na mnie z szyderczym uśmiechem.
-Frank!- krzyczałem, ale moje dźwięki zdawały się niknąć jeszcze przed mgłą. Ona mi go zabierała- Czekaj! Przepraszam, Frank, wróć do mnie!- zniknął, a wraz z nim mgła. Zostałem sam pośród ciemności. Cisza...
Nagle usłyszałem przytłumiony głos mężczyzny:
-Panie Way? Panie Way! Gerard!
-Co?- krzyknąłem jak wyrwany z amoku. 
-Po pierwsze: nie CO, tylko PROSZĘ. Po drugie: czy nie zechciałby pan odnieść się do mojego pytania?- odrzekł nauczyciel od fizyki lekko drwiącym tonem. Czułem na sobie spojrzenia całej klasy.
-Ymm... Ja... No, bo tego, no...
-A więc powtórzę pytanie, a pana, panie Way, przestrzegam przed zasypianiem na lekcji- spuściłem głowę- Pytanie brzmi: z jaką siłą oddziaływują na siebie dwa ładunki o wartościach q = 1 C, znajdujące się w powietrzu w odległości r = 1m od siebie?- CO?! On sobie chyba jaja robi! Jak ja mam to niby obliczyć? To jakieś chińskie wzory są, no!
-No więc...- przedłużałem wypowiedź ile się tylko dało- Dwa ładunki o wartościach q = 1 C, znajdujące się w powietrzu w odległości r = 1m od siebie oddziaływują na siebie siłą o wartości...- cholera, dalej już nie mogłem przeciągnąć- Ymm... 
-No, słucham- fizyk zaczął się niecierpliwić.
 - 8,9*10⁹ N, proszę pana!- krzyknął James, lamus z pierwszej ławki. Zawsze podlizywał się nauczycielom, kujon zasrany... Ale bądź co bądź, uratował mi skórę.
-Bardzo dobrze, James- pochwalił go i spojrzał na mnie krzywo- No dobrze, skoro pan Way nie miał okazji odpowiedzieć na moje pytanie, a na pewno znał prawidłowy wynik, to dajmy mu drugą szansę. Podejdź do tablicy i rozwiąż podane przeze mnie za chwilę równanie- wstałem, czemu towarzyszyło szurnięcie krzesła. Szedłem środkiem sali, aż spotkałem się ze współczującym spojrzeniem Ray' a i Steacy. Wszyscy wiedzieliśmy, że facet od fizyki jest ostry i wymagający. Lubił pastwić się nad uczniami na oczach całej klasy, a przy tym odczuwał przeogromną radość, której oczywiście nie okazywał. Nogi miałem jak z waty, a ręce zaczęły się niemiłosiernie pocić. W końcu doszedłem do tej pieprzonej tablicy i chwyciłem kredę. Dłonie trzęsły mi się z strachu i stresu. Ciekawe, jakie zadanie dla mnie wymyśli... Już otworzył usta, aby mi coś podyktować, gdy nagle po całej szkole rozległ się donośny dźwięk dzwonka, Odetchnąłem z ulgą. 
"Jaka szkoda..." - pomyślałem i wróciłem bez słowa do ławki po swoje rzeczy, a potem wyszedłem ze szkoły, gdyż fizyka była moją ostatnią lekcją.

   Po drodze do domu spotkałem panią Lindę- mamę Franka. 
"Raz kozie śmierć" - pomyślałem i podbiegłem do niej.
-Dzień dobry!- uśmiechnąłem się.
-Dobry...- odpowiedziała obojętnie.
-Jest może Frank?
-Nie, jeszcze w szkole i lepiej będzie, jak ograniczycie swoje spotkania...
-Co? Ale, ale jak to?- spytałem zdezorientowany.
-Spytaj się swojej matki- rzuciła i pospiesznie skręciła w boczną alejkę. Przyznam szczerze, że teraz ta kobieta zupełnie zbiła mnie z tropu. Jeżeli dowiem się, że moja matka maczała w czymś palce, a ja o tym nie wiem, to... 
---------------------------------------------------------------------------
Mam dzisiaj średni humor, ale dodaję part 13. Bardzo krótki, wiem, ale zupełnie nie mam czasu na pisanie. Powiem Wam, że stanęło na 14 rozdziale. Dalej nie mam :( Ale postaram się to szybko nadrobić. Mogę powiedzieć, że festyn szkolny był super, udał się nam. Dla ciekawskich zdradzę, że jedną zaśpiewaną i zagraną przeze mnie na gitarze (elektrycznej, babe!) piosenką była Summertime - MCR, co spotkało się z licznym uznaniem starszych klas :* Minusem tego jest tylko to, że teraz moja nauczycielka powiedziała, że na występach już mnie na widowni nie zobaczą, tylko na scenie :(   Czyt. teraz w niedzielę będę "główną atrakcją" kolejnego festynu, tym razem większego... CO ZA TYDZIEŃ NO! ;) 

środa, 22 maja 2013

"When life leaves us blind, love keeps us kind" Part 12

Po pierwsze: Przepraszam, że dopiero dzisiaj dodaję, bo naprawdę chciałam to zrobić wczoraj. Mam taki tydzień teraz, że po prostu nie wyrabiam - byle do niedzieli (ale nie, CZY CI WSZYSCY NAUCZYCIELE MUSIELI UWZIĄĆ SIĘ NA ROBIENIE SPRAWDZIANÓW I KARTKÓWEK NA SAMĄ KOŃCÓWKĘ ROKU?! Czyt. Byleby do niedzieli za dwa tygodnie) - a potem jeszcze próby na festyn i na koniec wyłączyli mi neta :'( Ja wiem, ja mam ogólnie przez cały rok pecha, ale w ten dzień to przesada no! No ale już jestem i dodaję spóźniony rozdział 12, a naprawdę nie mam zielonego pojęcia, kiedy dodam part 13. Przykro mi, ale po prostu musicie uważnie obserwować zakładkę info. No ja już nie przynudzam, tylko enjoy :D
----------------------------------------------------------------------------

[Frank]

-O! Dzień dobry! Pani Way, prawda?
-Tak, jestem sąsiadką, mieszkam w domu obok.
-Pani jest matką Gerarda?
-Tak, ale...
-Frank tyle mi o nim naopowiadał, same dobre rzeczy. No ale co panią tu sprowadza o tak wczesnej porze?
-Mogę wejść? Chciałabym z panią chwilkę porozmawiać.
-Ależ proszę bardzo- dźwięk zamykanych drzwi. Kroki. Czułem, że zaraz zapadnę się pod ziemię. Co mama Gerarda tu robi? Czyżby... Nie, nie zrobiłaby tego. W sumie, to nie znam jej tak bardzo, żeby wiedzieć na co ją stać. A może jednak? No bo po co innego by tu przychodziła? Chyba nie pożyczyć cukier. Ale czemu ja się tak zadręczam? Przecież do niczego nie doszło, więc nie powinienem mieć poczucia winy. Tylko że tak nie jest! Przysunąłem się bliżej, aby móc usłyszeć coś więcej z rozmowy dwóch kobiet, odbywającej się w salonie. Nie, ja wcale nie podsłuchiwałem, ja tylko próbowałem ustalić fakty.
-Proszę, niech pani siada. Napije się pani czegoś?- zaczęła mama, by rozluźnić panującą tam nerwowa atmosferę.
-Nie, dziękuję. Przyszłam tylko opowiedzieć pani trochę o pani synu...
-O Franku? Ależ zapewniam panią, że ja wiem wystarczająco o moim synu- zaśmiała się.
-Jak widać, nie do końca...
-Do czego pani zmierza?- spoważniała.
-No cóż... Nie będę owijać w bawełnę. Pani syn jest homoseksualistą- CO?! Wiedziałem! No bo po co tu przychodziła?! Ale ja przecież nic nie zrobiłem, więc za co te oskarżenia? Są bezpodstawne!
-Proszę?- spytała zdziwionym głosem.
-No gejem- a kiedy nie odpowiedziała- Ciotą, pedałem, czy jak tam pani chce i tak wyjdzie na to samo!
-Co też pani opowiada?!
-No to, proszę pani, że Frank jest gejem.
-Ale po czym to pani wywnioskowała?
-Nakryłam ich.
-Ich?
-No właśnie, pani syn zdemoralizował mojego Gerarda!
-Co takiego?!- spytała z jeszcze większym zszokowaniem.
-Pani syn dosłownie napastował mojego Gerarda!- CO?! Jak można tak bezczelnie kłamać? Przecież to stek bzdur! Czy ta kobieta wstydu nie ma?!
-Słucham? Frank to dobre, życzliwe dziecko, nie mógłby! Nie wierzę pani- dobrze, że chociaż ktoś trzyma moją stronę.
-Ale to prawda! Frank jest zboczeńcem i nie życzę sobie, żeby taki chłopak spotykał się z moim dzieckiem.
-Co? A ja, proszę pani, nie życzę sobie, żeby pani nachodziła mnie w moim własnym domu z rana i opowiadała takie bzdury. Teraz żegnam panią- jej ton przyjął agresywną barwę. 
-Jak sobie pani chce, ale jak dowiem się, że Frank znowu spróbował coś zrobić Gerardowi, to...
-Proszę mnie nie straszyć, dobrze?!
-Ja wcale nie...
-Do widzenia!
-Hmm...- westchnęła z rezygnacją- W takim razie, do widzenia- natomiast ton kobiety zdawał się niewzruszony postawą mojej matki i obojętnie odpowiedział. Usłyszałem tylko trzask zamykanych drzwi, a potem kroki. Czułem jak zaraz przyjdzie mi się zmierzyć z zarzutami matki. 
-Frankie...- zaczęła- Słyszałeś, prawda?
-Yhm- spuściłem głowę.
-Masz mi coś do powiedzenia?
-Nie, mogę już iść?
 -Gdzie? O tej godzinie? Do Gerarda?- zamarłem.
-Co? Nie!
-Tak, a gdzie w takim razie?
-Nie twoja sprawa- prychnąłem.
-Franklinie Iero, siadaj!- posłusznie wykonałem polecenie- Czy to prawda?
-O co konkretnie ci chodzi, mamo?
-Napastowałeś Gerarda?
-Nie! Oczywiście, że nie! Ta baba jest chora, ma urojenia! Ja nic...
-Okay, dobrze, wierzę ci- uspokoiła ton- Ale w takim razie co wtedy zaszło?- nie odpowiedziałem, Trudno mi było o tym komukolwiek powiedzieć. Potrzebowałem chwili na zastanowienie.
-Gerard i ja odrobiliśmy lekcje, gadaliśmy, on powiedział o mnie tak... Pięknie, a potem... A potem mnie pocałował...- przerwałem na chwilę.
-Wiedziałam!- wzdrygnąłem się- Mam syna pedała! Boże, w czym popełniłam błąd?
-Nie, mamo, to nie tak!
-A jak, Frankie?!- krzyknęła z rozpaczą.
-No bo... Najgorsze jest to, że ja nic nie zrobiłem, rozumiesz? Ani nie oddałem pocałunku ani też nie odepchnąłem go. Siedziałem tam tylko jak kołek, a potem weszła jego mama i zaczęła wrzeszczeć na Gerarda i... Uciekłem, zachowałem się jak ostatni tchórz, dając tym jego mamie powód do takich podejrzeń...- złapałem się za drżące usta, aby nie wybuchnąć gwałtownym szlochem.
-Frankie...- pogładziła mnie po dłoni- Kochasz go?- spytała zupełnie z innej beczki, na co się trochę zdziwiłem. Spodziewałem się jakichś kazań o tym, że homoseksualizm to zboczenie, mam się nie spotykać z Gerardem i w ogóle... Nie odpowiedziałem. Przytuliłem się tylko do niej mocno, a ona objęła mnie ramieniem. W pewnej chwili po prostu nie wytrzymałem i rozpłakałem się.
-Nie wiem, mamo, nie wiem...

-------------------------------------------------------------------------
PS Jakbym jednak nie dodała rozdziału w tym tygodniu, to trzymajcie za mnie kciuki, bo jutro mam konkurs z historii (łatwy sposób na zdobycie dużo punktów do zachowania), w piątek mam konkurs piosenki angielskiej, a w sobotę festyn szkolny, także jestem cała w stresie, A POTEM ŻE SIĘ KURCZĘ, NO! -_- 

   

sobota, 18 maja 2013

"When life leaves us blind, love keeps us kind" Part 11

[Frank]

  Obudziłem się następnego dnia. Nie wierzę, czyżbym przepłakał całą noc? Tak, płakałem. Nie wstydzę się tego, tylko wolę płakać w samotności. Gerard. Ach, ten chłopak spowodował, że obudziłem się dziś rano z zaklejonymi oczyma. W sumie, nie robi mi wielkiej różnicy to, czy mam zamknięte czy otwarte oczy. Długo nie mogłem pojąć, jak można zakochać się w kimś takim jak ja. Przecież jestem niski, słaby, chudy, nieśmiały, gapowaty, a w dodatku ślepy! Poza tym, z tego, co usłyszałem od wielu chłopaków w moim wieku, to jeszcze jestem brzydki i dziwny. Mama mówiła, żebym się tym nie przejmował, bo mi zazdroszczą, ale czego? Ślepoty?! Dlatego coś w tych wyzwiskach było prawdziwe. Nawet gdybym... Nie, nie zasługuję na Gerarda. Nie zasługuję nawet na ujrzenie jego, zapewne przepięknej, osoby. On jest na mnie za dobry, czuły, opiekuńczy, staje w mojej obronie- właśnie, nigdy nie zapomnę, jak uratował mnie z rąk tych oprychów- pomaga mi, śmiejemy się razem i płaczemy razem, wspiera mnie jak tylko może, no i tak pięknie śpiewa. Właśnie... Jego głos jest hipnotyzujący, oczarowuje swoją lekkością i dźwięcznością. Można zasłuchać się na śmierć i zupełnie zatracić w tej przecudownej melodii. Gerard zdaje się malować historie dźwiękiem i mimo że tego nie widzę, to potrafię to sobie wyobrazić, a przy każdej kolejnej nutce pragnę więcej. Czy moje myśli są takie pod wpływem wczorajszej sytuacji, czy może dopiero teraz zaczynam uświadamiać sobie, co tak naprawdę czuję do Gerarda? Wiem na pewno, że darzę go ogromną przyjaźnią i zaufaniem. Wiem też, że on czuje do mnie nawet coś więcej niż braterską przyjaźń. Pytanie tylko: czy ja również? Tak czy inaczej, muszę to sobie na spokojnie przemyśleć, a do tego potrzebuję spokoju i nieobecności Gerarda.

  Wstałem z łóżka i trafiłem na krzesło, na którym wisiały moje ubrania. Wyczułem, gdzie jest przód tkanin, dzięki metkom- swoją drogą, one strasznie gryzą, ale muszę je mieć, bo inaczej zakładam ubrania na lewą stronę- i założyłem je na siebie. Jak dobrze, że moja mama kupiła dom z łazienkami obok pokoi. Wprawdzie nie jesteśmy bardzo bogaci, mama długo oszczędzała na ten dom, mi tam pasuje mieszkać obojętnie gdzie, byleby z mamą. No ale nie chciałbym również, żeby była zawiedziona tym, że musi mieszkać w jakiejś ruderze w jakiejś małej miejscowości. Także trafiłem tutaj i, stety lub niestety, trafiło mi się mieszkać obok Gerarda. Wiem, że bez względu na to, jak potoczą się dalej nasze relacje, to nie wyprowadzę się stąd i będę wspominać Newark jako przecudowny etap w moim życiu. Ale i tak cieszę się, że łazienki są zaraz koło pokoi, bo się nie zgubię. Wszedłem więc do tego małego pomieszczenia i odkręciłem zimną wodę. Chlusnąłem nią sobie w twarz i zakręciłem z powrotem kurek. Wytarłem twarz oraz końcówki mokrych włosów ręcznikiem i wziąłem do ręki grzebień, który leżał po mojej prawej stronie. Dawno sam się nie czesałem. Przejechałem narzędziem po linii: od czoła aż do szyi i doszedłem do wniosku, że to wcale nie takie trudne, tylko moje długie włosy szybko się plątały i czasem naprawdę nie obeszło się bez wyrwania pokaźnego pukla ciemnych kołtunów. Gdy skończyłem się czesać, zabrałem się za mycie zębów, a potem wyszedłem z łazienki z nadzieją, że szczoteczka do zębów, którą przed chwilą użyłem była moja. Skierowałem się do kuchni. Trafiłem, bo od razu poczułem zapach świeżej kawy i tostów. Pomacałem po stole i usiadłem na krześle. Za sobą usłyszałem trzask zamykanych drzwi i zbliżające się kroki, a raczej stukot obcasów.
-Cześć, mamo!- odruchowo krzyknąłem.
-Franuś! A ty już na nogach? Dopiero 9:00.
-Nie mogłem spać, mamo- powiedziałem zgodnie z prawdą. Nie okłamałbym jej, tylko zataiłem parę faktów.
-Czemu? Stało się coś?- czy ona musiała być taka dociekliwa? Kocham mamę, ale czasami jest wręcz nadopiekuńcza i wkurzająca.
-Nie...- uśmiechnąłem się wiarygodnie.
-Aham, to dobrze. Głody jesteś?
-No, jeszcze jak!
-To jedz, synku- podała mi do ręki ciepłego jeszcze tosta, a obok postawiła kubek z przepięknie pachnącą kawą- Proszę, zrobiłam tak jak lubisz. Smacznego!
-Dziękuję- ugryzłem kawałek- Mmm... Pyszne!- naprawdę były. Mama usiadła na krześle obok mnie i chyba też coś jadła. Siedzieliśmy tak w ciszy, gdy nagle zadzwonił dzwonek.
-Hmm... A kogo licho niesie o tej godzinie?- powiedziała i wstała, czemu towarzyszyło ciche skrzypnięcie drewnianego krzesła- Pójdę sprawdzić- rzuciła i wyszła z kuchni. Usłyszałem tylko dźwięk otwieranego zamka, następnie drzwi, a potem zamarłem... 
--------------------------------------------------------------------
O nic nie pytajcie, bo mam dzisiaj koszmarny humor. Od rana próba, potem kolejna, bolą mnie nogi i głowa, nie piłam dzisiaj kawy, a jak pomyślę o następnym tygodniu, to mi się chce aż rzygać (i to nie tęczą) ... -_-        

poniedziałek, 13 maja 2013

"When love leaves us blind, love keeps us kind" Part 10

                                    KOCHANI CZYTELNICY! <3 
Jesteśmy już w połowie opowiadania, a prace nad dalszymi rozdziałami nadal trwają. Chciałam Wam tylko powiedzieć, że jestem ogromnie szczęśliwa, że mój blog ma przeszło 1100 wyświetleń. Dla kogoś to może być malutko, ale dla mnie- początkującej blogerki- jest to niewyobrażalna ilość, radość za docenienie trudu, włożonego w pracę nad wszystkim! Także: DZIĘKUJĘ WAM Z CAŁEGO SERCA! Nie będę już wymieniać poszczególnych osób, bo znalazłyby się tam nie tylko ukochane blogerki, ale też i znajomi, rodzina (tsa, nikt z rodziny nie wie, poza mamą i tatą, których i tak to nie obchodzi), no i kochani ninja :D Proszę, jeżeli to czytacie, komentujcie i podpisujcie się jakoś. Każdy komentarz jest dla mnie ważny. Jejku, bo się rozpisałam. Także: KOCHAM WAS!
No i enjoy :D

----------------------------------------------------------------------------- 

[Gerard] 

   Powoli otworzyłem oczy, lecz zaraz je zamknąłem, gdyż oślepiło mnie światło wpadające do pokoju przez otwarte okno. Spróbowałem znowu, ale tym razem zasłoniłem oczy ręką.
-Witaj, Śpiąca Królewno!- ktoś zachichotał i pogładził mnie po policzku. Rozejrzałem się dokoła. Blondynka siedziała obok mnie na kanapie i wlepiała te swoje błękitne oczęta wprost we mnie.
-Steacy? Gdzie ja jestem?
-W moim domu, głuptasie!
-Ale co się stało? Nic nie pamiętam...
-Zasnąłeś u mnie wczoraj na imprezie, na kanapie w salonie, na siedząco...- zachichotała- Poprosiłam Ray' a, żeby cię położył i jak on cię chciał obrócić, to...- przyłożyła dłoń do ust, żeby powstrzymać się przed wybuchem śmiechu- To powiedziałeś do niego przez sen: "No i gdzie mnie ciągniesz? Aj, ty niegrzeczny!"- wtedy już nie mogła się powstrzymać i wybuchnęła gromkim śmiechem. Dopiero po tych słowach dotarło do mnie, co się działo. Śnił mi się Frank, który zaczął mnie całować w moim domu. To było takie realistyczne... Może trochę za bardzo, bo jednak mówiłem przez sen i...
-Steacy! Mówiłem coś jeszcze?
-Niech to pomyślę... Nie, znaczy się, przez sen tylko to.
-A wcześniej?
-Bełkotałeś coś po pijaku, ale kto by cię tam zrozumiał- uśmiechnęła się, a ja odetchnąłem z ulgą. Zapadłbym się pod ziemię, gdyby ktoś usłyszał moje bełkoty na temat Franka. Podniosłem się do siadu, co spowodowało nieprzyjemne ukłucie w głowie. Kurde... Ile ja tego wczoraj wypiłem? Zakręciło mi się w głowie.
-Gerard? Na pewno wszystko okay?
-Niedobrze mi- stęknąłem i rzuciłem się pędem do łazienki, na co tylko Steacy pokręciła głową w rozbawieniu. Ledwo udało mi się dobiec na czas. Zwymiotowałem do toalety raz, potem drugi, a po trzecim mi przeszło. Zostało tylko szumienie w głowie, a nawet najmniejsze szelesty drażniły moje ucho. "Nigdy więcej alkoholu!"- myślałem. Wtem do łazienki weszła Steacy, która na widok mnie, klęczącego przy kiblu, zaśmiała się głośno.
-Cii...- syknąłem- Błagam, łeb mi pęka...
-Ha ha, to nie trzeba było tyle pić wczoraj. Masz- podała mi kubek- To woda, przecież nie chcę cię otruć- powiedziała, gdy nie odebrałem kubka- Pij, najlepsza na kaca.
-Dzięki- upiłem łyk. Chłodna ciecz nawilżała moje gardło.
-Mimo kaca, imprezka była super!
-Pewnie- uśmiechnąłem się krzywo na wspomnienie tych wszystkich całujących się par- Wszyscy już poszli?
-Tak, Ray pomógł mi posprzątać i wrócił do domu.
-Aha. To ja też się już będę zbierać- powoli wstałem z łazienkowej posadzki i spojrzałem w lustro. Wyglądałem jak ostatnie nieszczęście świata: włosy nieuczesane i poplątane, twarz blada, oczy spuchnięte i podkrążone, a o ubraniach już nie wspomnę- pogniecione, brudne i spocone. Odkręciłem zimną wodę i chlusnąłem ją sobie prosto w twarz. O tak! Tego mi było trzeba, orzeźwienia. Wytarłem się w pierwszy lepszy ręcznik i uczesałem włosy szczotką leżącą najbliżej zlewu. 
-Pewnie, możesz pożyczyć- westchnęła blondynka. Fakt... Nie spytałem w ogóle, czy mogę się uczesać jej prywatną szczotką, albo... O zgrozo! A jeżeli to jest szczotka jej cioci? Dobrze, że nie zabrałem się za mycie zębów...
-Przepraszam- uśmiechnąłem się błagalnie, na co machnęła ręką. Ponownie spojrzałem w lusterko. No, teraz wyglądałem w miarę przyzwoicie. Pożegnałem się ze Steacy i wyszedłem z jej domu.


                                               ******

-Gdzieś ty, do cholery, był?- usłyszałem zaraz po wejściu do kuchni. Nie miałem zamiaru odpowiadać. Wystarczająco mnie wczoraj wkurzyła. Z lekceważącą miną przeszedłem obok niej i wyjąłem z szafki butelkę z wodą mineralną, po czym wyszedłem z kuchni i skierowałem się do swojego pokoju. Grobowa mina matki nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia. Zamknąłem cicho drzwi, gdyż po kolejnym hałasie głowa by mi pękła. Odkręciłem butelkę i upiłem łyk wody. Położyłem się na łóżku i wbiłem wzrok w sufit. Pomyślałem o moim dziwnym śnie. Dlaczego wszyscy, których mijałem mieli twarz Franka? Czemu chłopak tak nagle zaczął mnie całować? Co by było, gdyby Steacy dała mi jeszcze trochę pospać? Te pytania krążyły bez odpowiedzi po mojej głowie. Zachowałem się jak totalny debil! Frank teraz pewnie nie chce mnie znać, a ja? Ja chyba podświadomie się z nim zgadzałem. Zachowujesz się jak rozhisteryzowana nastolatka, Gerard! Niby coś do niego czujesz, nie jesteś jednak pewien, czy to jest miłość. Z drugiej strony przyznajesz mu rację za to, że nie chce cię znać. Zastanów się, czego ty tak naprawdę chcesz... 

---------------------------------------------------------------------------
To by było na tyle. W tym tygodniu mam straszny natłok rzeczy do zrobienia i mało czasu. 11 partu spodziewać się możecie dopiero w sobotę. No i mam nadzieję, że rozdział się podobał :3     

piątek, 10 maja 2013

"When life leaves us blind, love keeps us kind" Part 9

No hej! <3 Zgodnie z obietnicą, wstawiam rozdział 9 dzisiaj :D Nie martwcie się, jest dłuższy od poprzedniego xD No i CherryBomb bardzo ucieszyła mnie swoim komentarzem i pewnie mnie ukatrupi za końcówkę partu, ale to co :D Także, kochana Cherry- rozdział special for you, baby! <3 A następny rozdział pojawi się... Uf... Nie mam pojęcia, bo mam go w drugim MAGICZNYM ZESZYCIE i muszę trochę nadrobić, ale spokojnie 10 mogę wstawić koło 13.05. No to już Was nie trzymam w niepewności, tylko miłej lekturki życzę :D
---------------------------------------------------------------------

[Gerard]

  Siedziałem tak na ławce i rozmyślałem już dobre pół godziny. W końcu postanowiłem, że skoro Frankie prawdopodobnie nie chce mnie już znać, to trzeba gdzieś rozładować emocje i zatopić w czymś smutki, a najlepszą propozycją wydawała się być impreza u Steacy. Wyjąłem więc telefon i wybrałem numer Ray' a. Po chwili czekania, odezwał się głos:
-Tak?
-Siema! Tu Gerard
-O, hej!- powiedział z zaskoczeniem, lecz również z nutką ironii. Coś w stylu: "Gerard? Serio? Tak jakbym nie spojrzał na wyświetlacz telefonu, dzięki za przedstawienie!"- Co tam?
-Tak dzwonię się zapytać, czy zaproszenie jest jeszcze aktualne?
-No jasne! Jednak się zdecydowałeś? Coś z tą laską?
-Nie...- mruknąłem- Nie chcę o tym gadać.
-Aha, okay. 
-No to o której mam wbić?
-Impreza zaczyna się o 20:00
-Spoko, to do zobaczenia!
-Narka!- odpowiedział i się rozłączył. Spojrzałem na wyświetlacz komórki- 18:00. Hmm... Zdaje się, że jednak przesiedziałem tu więcej niż pół godziny, ale kiedy jest się w takim stanie jak ja teraz, to czas jakby płynął szybciej, tylko że wydaje nam się, że jest wręcz odwrotnie. Trzeba się szybko przygotować!- pomyślałem i ruszyłem w stronę domu.
   
   Po godzinie byłem już umyty, pachnący i ubrany. Zabrałem czarną torbę, buty, kurtkę i wyszedłem cicho z domu. Szedłem ciemniejącą ulicą, aż dotarłem do dużego domu Steacy- dziewczyny Ray' a i mojej wieloletniej przyjaciółki. Z zewnątrz można było usłyszeć rozpoczynającą się imprezę. Zapukałem, a gdy to nie poskutkowało- dosłownie rzuciłem się do dzwonka, dzwoniąc bez przerwy. W końcu drzwi otworzyła mi mała, blond włosa dziewczyna o błękitnych oczach i śniadej cerze. Swoją drogą, to ja nie rozumiem tych wszystkich ludzi, którzy wyjdą ledwo co na słońce i już są opaleni. Ja praktycznie przez cały rok jestem blady, a jak już się opalę, to tylko na czerwono. Cóż za ironia... No, ale wróćmy do tematu. Na mój widok od razu się ucieszyła i poczęła mnie ściskać. 
-Gerard!- krzyczała uradowana- Jednak przyszedłeś.
-No tak. Ray ci nie mówił?
-Nie ma go, jeszcze nie wrócił ze sklepu.
-Aha. No tak wpadłem się rozerwać.
-Spoko. Fajnie, że jesteś. Chodź,- pociągnęła mnie w strunę kuchni- pomożesz mi- uśmiechnęła się niecnie. 
Steacy była moją najlepszą przyjaciółką już od podstawówki. Zawsze mi pomagała i mnie wspierała. Wiem, że mogę na nią liczyć. Mała istotka, a tyle w niej pozytywnej energii, tyle radości, tyle ciepła. Mimo wielu przeciwności losu, ona jest zawsze pogodna. Jej rodzice zostali zamordowani, a Steacy przeszła przez piekło. Wracali z przyjęcia urodzinowego, gdy natknęli się na parę złodziei, którzy właśnie obrabowywali bank, gdzie jej ojciec był szefem. Chciał ich powstrzymać, czuł się odpowiedzialny za parę ciężkich lat harówy w tym miejscu, lecz oni go zastrzelili, potem jej matkę, a Steacy została przecięta po twarzy. Do dziś ma ona wielką bliznę, ciągnącą się od lewego kącika ust aż po skroń. Blondynka mieszka z ciocią, która jest przemiła i bardzo dobrze się nią opiekuje. 
-Zamówię pizzę, a ty poroznoś te naczynia do salonu- jej cieniutki głos wyrwał mnie z zamyślenia. W odpowiedzi kiwnąłem tylko głową. Zacząłem przenosić jedzenie i picie z kuchni do salonu, tak jak prosiła. Z daleka słyszałem jak zamawia pizzę:
-Dobry wieczór! Chciałabym zamówić dwie duże pizze pepperoni i jedną wegetariańską- tak, ta wegetariańska jest po części dla niej. Steacy nie cierpi mięsa i uważa za barbarzyństwo zabijanie biednych zwierząt. Tłumaczy się zdaniem: "Przecież zawsze można zjeść pyszne warzywa czy owoce, a one są o wiele zdrowsze. Poza tym, nie zatrujesz się od razu kawałkiem sałaty" - Steacy Johnson, Golden Street 69. Dobrze, czekam. Do widzenia!- nagle rozległ się dzwonek do drzwi- Goście przyszli, otworzę!- po chwili usłyszałem donośne głosy ludzi, w tym Ray' a. Ktoś włączył muzykę, ktoś inny usadowił się na kanapie i dobierał się do przyniesionych przeze mnie chipsów. Ray przyniósł alkohol, wznieśliśmy toast, potem znowu i tak wyszło... Że dość dużo tych toastów musiało być... No tak już mam, że lubię zatapiać smutki w alkoholu. Zapomnę o nim chociaż na chwilę, poszaleję, zabawię się w gronie przyjaciół, a jutro będę się martwił i zwalczał kaca. A co mi tam!
  
                                             ******  
   
   Po kilku godzinach upojnej imprezy uznałem, że czas iść do domu. Wstałem z kanapy i chwiejnym krokiem przeszedłem obok całujących się par. Minąłem łazienkę, gdzie przez otwarte drzwi ujrzałem jakąś dziewczynę rzygającą do kibla, druga klepała ją po plecach. Pokręciłem z dezaprobatą głową i poszedłem dalej, do kuchni. Tam zastałem całujących się na blacie Ray' a i Steacy. Doprawdy, urocza z nich parka. Każdy wokół ma kogoś, a ja jestem taki "forever alone".  Oni zajmują się obściskiwaniem, a alkohol sobie stoi, biedny. Cóż... Więcej dla mnie! Chwyciłem jedną butelkę, odkręciłem korek i upiłem łyk.
-Będę już leciał!- rzuciłem parze obok i wstałem.
-Yhm, pa!- powiedziała na jednym wydechu Steacy, po czym wróciła do obdarowywania całusami swojego chłopaka. Chwiejnym krokiem, z butelką w ręku, wyszedłem z domu pani Johnson i ruszyłem do mojego... W sumie, nie mam pojęcia, gdzie szedłem. Kręciło mi się w głowie, ale nadal popijałem whiskey. Zobaczyłem kolejną spacerującą parę. Trzymali się za ręce. Aż się rzygać chciało tą całą miłością! Wtem, zamiast chłopaka i dziewczyny, zobaczyłem dwóch Franków. Byli widomi, śmiali się ze mnie, patrzyli z politowaniem, potem zaczęli się całować i bezczelnie przeszli obok mnie. Przetarłem oczy ze zdumienia i obejrzałem się za siebie. Zaniknęli, znów widziałem tą parę, co wcześniej. Za dużo alkoholu, Gee! Nagle poczułem niewyobrażalną złość na samego siebie. IDIOTA! Czemu to zrobiłeś?! Pójdę go przeprosić. Albo nie, to kiepski pomysł. Jutro. Tak, jutro pójdę go przeprosić...
    Wyciągnąłem klucze i usiłowałem trafić do zamka. Nic, nie pasowały. Co jest? Zmienili zamek, czy co?! W tym momencie drzwi się otworzyły, a w nich stanął nikt inny jak Frank. Chwila... Co on robi w moim domu?
-Frankie?- zacząłem bełkotać- A co ty robisz w moim domu, słońce?- Frank pociągnął mnie wgłąb domu i zaczął całować- Co ty robisz, Frank?
-Nie widać?
-Aj, ty niegrze...- czknąłem- ...czny, Franuś- począłem oddawać pocałunki. Było świetnie! Właśnie tak wyobrażałem sobie nasz pierwszy pocałunek. Pełen pasji, uczuć, no może obeszło by się i bez litrów tego whiskey, co wypiłem na imprezie. Nie zwróciłem nawet uwagi na to, że chłopak tak szybko mnie poznał. Nie powinien był spytać, kto tam? Przecież jest późno i ciemno, a on i tak nie widzi do kogo mówi, więc w jaki sposób tak szybko mnie poznał? Wtem zaczął ściągać ze mnie kurtkę, bluzkę, swoją też zdjął. Wziąłem go na ręce, a on oplótł mnie nogami w pasie. Zaniosłem go do swojego pokoju, rzuciłem na łóżko i...

-Gerard? Gerard! Obudź się, śpiochu!


-----------------------------------------------------------------------
Tamtararam! :3 I co? Podobało się? xD Ahahahahhaha, jestem ZUA! :3  I wiecie co? W ogóle mi to nie przeszkadza, hahaha :D Rozdział wyszedł mi nawet długi, nie? ^_^   

środa, 8 maja 2013

"When life leaves us blind, love keeps us kind" Part 8

[Frank]

  Jak oparzony wybiegłem z domu Wayów. Trzęsącymi rękoma macałem wszystko wokół. Przy wyjściu prawie zabiłem się o własne nogi, ale jakoś doszedłem do domu. 
-Wróciłem!- krzyknąłem, ale nikt mi nie odpowiedział. Mama była w pracy. Ściągnąłem buty i kurtkę, a potem poszedłem do... No właśnie! Gdzie ja poszedłem? Znowu sypialnia mamy! Muszę sobie przywiesić tabliczki Braille' a, gdzie będą nazwy wszystkich pomieszczeń w domu. Jeszcze nie skończyliśmy remontu, a ja nie zdążyłem przyzwyczaić się do rozmieszczenia. Wyszedłem z pokoju o specyficznym, truskawkowym zapachu i skierowałem się do swojego. Tak, ten zapach... Bardzo słodki, ale zbyt ostry jak dla mnie, stanowczo wolę jeść te przepyszne owoce niż wąchać truskawkowo-podobne perfumy mamy.Przynajmniej dzięki temu wiem, że to jej pokój, po zapachu. Usiadłem na swoim łóżku i skuliłem się w kłębek. Starałem się zrozumieć dzisiejszą sytuację. Jeszcze to do mnie całkiem nie dotarło. Co się właściwie stało? Wracaliśmy ze szkoły, weszliśmy do niego, odrobiliśmy lekcje, potem on przyniósł herbatę, rozmawialiśmy i... 
-O Boże!- westchnąłem i zasłoniłem twarz rękoma. Co ja najlepszego zrobiłem? Przecież Gerard mnie pocałował i to bynajmniej nie po przyjacielsku. A ja nic! Nie odepchnąłem go, nie przerwałem tego, a co dopiero mowa o odwzajemnieniu pocałunku. Nie wiem, dlaczego nic nie zrobiłem. Może dlatego, że byłem w szoku? Nigdy wcześniej się nie całowałem, a z chłopakiem już tym bardziej. Po prostu nigdy z nikim nawet nie byłem w związku. Nikt nie chciał być z niewidomym, biedny Frankiem- fajtłapą i kaleką w jednym. Poza tym, Gerard powiedział wtedy o mnie z taką... Dokładnością i emocjami. Zaparło mi wówczas dech w piersiach. Czy jestem homo? Nie mam pojęcia. Jestem tylko niewidomym siedemnastolatkiem. Jak ja to mam niby ustalić? Ostatni raz kogoś widziałem w wieku 7 lat, a wtedy raczej nie starałem się odkryć mojej orientacji. Do tego czasu myślałem, że jestem hetero, aż tu nagle poznałem wspaniałego chłopaka, który darzy mnie przyjaźnią i traktuje jak swojego brata, opiekuje się mną. Choć wiem, że prawdopodobnie nigdy go nie ujrzę, to wyobrażam go sobie jako przystojnego, wysokiego bruneta o zjawiskowym uśmiechu. Nie obchodzi mnie wygląd zewnętrzny, tym bardziej, że nie potrafię go dostrzec, ale wewnętrzny człowieka. Gerard to świetny facet i, jak wywnioskowałem po dzisiejszym incydencie, coś do mnie czuje, a ja głupi nic. Pewnie czuje się teraz okropnie z tego powodu. No i jeszcze ta wpadka! Myślałem, że jego matka dosłownie rozszarpie mnie na strzępy. Jej ton był wysoki, groźny, wściekły i nienaturalnie cienki. Teraz ma pewnie przeze mnie przesrane. No ale ja przecież nic nie zrobiłem, prawda? Właśnie, kompletnie nic... Czuję się paskudnie! Bawię się jego uczuciami, chociaż nie robię tego specjalnie, ale i tak jest mi z tym źle... No i co ja mam zrobić? Przeprosić go? Za co? Za to, że uciekłem i zostawiłem go samego na pożarcie przez matkę? Za to, że go nie odepchnąłem, nie uderzyłem go w twarz i nie zerwałem wszystkich kontaktów? A może za to, że nie odwzajemniłem pocałunku, że nie wpiłem się w jego usta i nie wyznałem mu miłości? To głupie i bez sensu! Już prędzej, to on powinien mnie przeprosić, a nie ja jego. Tylko za co tym razem Gerard ma przepraszać? Za to, że poczuł do mnie coś więcej niż tylko przyjaźń? Przecież to nie zależało od niego. Miłość bywa nieprzewidywalna. Tylko czy to jest miłość? Czy Gerard mnie naprawdę kocha? Co ja do niego tak właściwie czuję? Sam już nie wiem... Chyba najlepiej będzie, jak damy sobie czas na przemyślenie wszystkiego i przez jakiś czas nie będziemy się spotykać... 

-------------------------------------------------------------------------
No więc tego... To by było na tyle, jeśli chodzi o Franka. Cały czas doszkalam się, jeśli chodzi o zachowania niewidomych ludzi. Naprawdę ich podziwiam z całego serca. Nadal nie mogę pojąć tego, że pomimo takiej choroby ci ludzie są tacy pogodni, szczęśliwi z życia. Nie mam pojęcia, co taki człowiek czuje w środku, czy widzi ciemność, czy w ogóle nic nie widzi, czy... Aj, zagłębiam się i nie mogę nic wymyślić, a im bardziej się zastanawiam, tym bardziej się w tym wszystkim gubię o.O Większość z nich nie potrzebuje pomocy, świetnie radzą sobie sami bez wzroku, a czasem nawet lepiej od ludzi widomych. Zastanawia mnie też, czy śnią im się takie rzeczy jak nam, czy to widzą, czy może w ogóle nic im się nie śni i śpią "snem kamiennym", nie wiem nie wiem nie wiem! Jak taki człowiek czuje emocje, jak wszystko dogłębnie przeżywa, jak słyszy muzykę, to musi być coś niewyobrażalnego. Niestety, nigdy w życiu nie byłam niewidoma i mam nadzieję, że nie będę, chociaż bardzo ciekawi mnie ich sytuacja, dlatego nie mogę poprawnie odwzorcować uczucia i przeżycia Franka, ale staram się z całych sił, jak tylko mogę. Przez kilka wakacji, a przeważnie jeździmy w to samo miejsce, miałam okazję przebywać z ludźmi niewidomymi i słabowidzącymi w specjalnym hotelu przeznaczonym właśnie dla takich osób, gdzie byłam zakwaterowana. Ta energia jest niesamowita, nawet pomogłam jednej pani dojść do "sekretariatu" (nie wiem jakieś główne biuro to było, czy coś) i wtedy poczułam taką niewyobrażalną radość z tak małego uczynku. To jest coś nie do opisania! Słuchałam koncertu niewidomych, obserwowałam jak jedzą, jak rozmawiają ze sobą, jak się zachowują. Spostrzegłam nawet niewidomą parę, oni się przez całe życie nie widzieli, a się bardzo kochają. No po prostu cudownie! <3                                                                                                      No ale dobra, bo odbiegłam od tematu i przy tym się również wzruszyłam. Także będę się doszkalać i mam nadzieję, że poznam głębiej doznania Franka i wczuję się w jego rolę bardziej. Ja zawsze utożsamiam się z każdą osobą o jakiej piszę, a przy Franku będę mogła poznać życie z zupełnie innej perspektywy. Następny rozdział będzie w piątek, a ten part dedykuję BloodyAnisy - wybacz, jeżeli źle odmieniłam twojego nicka. No i przepraszam, że taki krótki, ale mówię, dopiero wczuwam się w postać Franka. Dzięki za przeczytania, uff.... rozpisałam się pod rozdziałem :D No to już zmykam, na próbę. Bye bye! <3 <3   

wtorek, 7 maja 2013

"When life leaves us blind, love keeps us kind" Part 7

Hejka! :3 Postanowiłam, że skoro wstawiam rozdział 7 dzisiaj, to 8 powinien pojawić się dopiero w czwartek, ale z racji, że te partu są stosunkowo krótkie (ahahaha, żart. Są bardzo krótkie), to 8 dodam jutro, a 9 w piątek :D OMG! Pewnie Wam teraz pomyliłam, nie? To nic, bo Fun Ghoul wymyśliła cud technologiczny o nazwie: Info w prawym górnym rogu szablonu, gdzie pojawiać się będą daty dodawania nowych rozdziałów (tak, wiem, ta zakładka jest już tam dobre parę dni, ale to co i tak czuję się jak MISTRZ BLOGGERA). Także tego... Mam nadzieję, że rozdział się spodoba :P
A dedykuję go Lack of sleep - trzymaj się, kochana! Wiedz, że jestem z Tobą! <3 <3
--------------------------------------------------------------------------



 "Wtem w pokoju rozległ się donośny głos:
-Boże! Co wy...?"

[Gerard]

  Tylko nie to! Myślałem, że zaraz zapadnę się pod ziemię. Taka wpadka...
-Gerard, co to ma znaczyć?!- nie odpowiedziałem. Po prostu siedziałem z opuszczoną głową, Frank tak samo, chociaż on chyba nawet nie zdawał sobie sprawy z powagi całej tej sytuacji- Co to, do cholery, ma znaczyć?! Co wy robiliście?!- coraz bardziej podnosiła głos- Gerard! Odpowiadaj, jak do ciebie mówię!
-Co mam odpowiedzieć?!- krzyknąłem- No co? To, co chcesz usłyszeć, czy prawdę? Chociaż pewnie taka osoba jak ty nie przyjmie tego nawet do wiadomości. Bo taka właśnie jesteś, prawda? Słyszysz tylko to, co chcesz, a resztę masz centralnie w dupie!- miałem ochotę krzyczeć tak głośno, żeby całe Newark mnie słyszało. Stała wryta w ziemię i tylko patrzyła na mnie tępym wzrokiem. Zauważyłem, że Frank nieporadnie wstaje i zmierza do wyjścia. 
-To... Może ja... Powinienem już iść. Tak, pójdę sobie...- jąkał się, aż w końcu wyszedł, zostawiając nas samych. 
-I co? Zadowolona jesteś?
-Z czego? Że mój syn jest pedałem?! Że w moim własnym domu obściskuje się z tą łamagą z sąsiedztwa?
-Nie mów tak o nim!- oburzyłem się.
-Bo co? Jest ślepy, biedny i ciapowaty, a w dodatku to ciota! I z czego ja mam być niby zadowolona?- założyła gniewnie ręce na piersiach. Poczułem niewyobrażalną złość i gniew.
-Słuchaj- rzuciłem- Nie obchodzi mnie to, czy mnie obrażasz. Proszę, wyzywaj mnie od pedałów i innych do woli. Ale od Franka wara!- zmrużyłem gniewnie oczy.
-Ojejku- złapała się za głowę- Rycerz na białym rumaku się znalazł, bohater od siedmiu boleści...      I jak ty się do matki odzywasz?!
-Traktuję cię tak samo, jak ty mnie! A tak w ogóle, to kim ty niby jesteś, żeby oceniać ludzi, co?! Myślisz, że jak jesteście z ojcem bogaci, to możecie mieć mniejszość w dupie? Gardzić nimi? Co ty wiesz o przyjaźni, miłości? Dla was liczą się tylko pieniądze i kariera. I wiesz co? Nawet mi się nie chce z tobą gadać, bo mi niedobrze. I szczerze? To gówno mnie to obchodzi, czy zaakceptujesz tą sytuację, czy nie!- fuknąłem jej niemalże prosto w twarz. Zabrałem kurtkę i skierowałem się do drzwi.
-Gdzie się wybierasz?- mama najwidoczniej dopiero teraz ocknęła się z oszołomienia spowodowanego gradem moich słów.
-Wychodzę i nie wiem, kiedy wrócę- rzuciłem i wyszedłem z domu, czemu towarzyszyło huknięcie drzwi. Po drodze minąłem zdezorientowanego tatę. Z początku chciałem pójść do Franka, przeprosić go za całą tą sytuację, ale zaniechałem tego pomysłu. Bałem się? Możliwe, ale chciałem dać mu czas na ochłonięcie, ja też musiałem odreagować. Poszedłem więc do parku, na moją ulubioną ławkę. Usiadłem, założyłem słuchawki i odleciałem wgłąb umysłu przy akompaniamencie ukochanych rockowych piosenek. W tym momencie mój umysł skupiał wszystkie myśli na Franku. Nie chciał tego, ale mnie przecież nie odepchnął. Był w szoku, nie wiedział i nie widział, co się dzieje. Jeszcze ta cała sytuacja z powrotem rodziców. Mieli wrócić dopiero jutro, mogli mnie uprzedzić, do cholery! Czy Frank poczuł się dotknięty, urażony? Czy ja właśnie przypadkiem nie spieprzyłem naszej przyjaźni? Milion pytań kłębiło się w mojej głowie, wszystkie naraz, co nie dawało mi możliwości skupienia się. Nie ogarniam już sam siebie. Z jednej strony podobają mi się dziewczyny, czuję się hetero. Aż tu nagle zjawia się taki Iero. Taki mały, niewidomy brunet, który działa na mnie jak magnes, przyprawia o zawroty głowy i palpitacje serca. Przy nikim innym nie czuję tylu dobrych emocji naraz. I co? Czy to dowodzi temu, że jednak jestem homo? A może ja w ogóle jestem biseksualny? Sam już nie wiem, gubię się w tym wszystkim po prostu. Najchętniej, to wziąłbym się i zakopał gdzieś w jakiejś dziurze tam, gdzie mnie nikt nie znajdzie. Tylko ja i moje chore myśli...

------------------------------------------------------------------ 
Sooł, wiem że krótki, ale i tak poszłam Wam na rękę i wstawię jutro rozdział 8, który również będzie bardzo krótki, ale nareszcie będzie z perspektywy Franka. No ale dalej nie zdradzam.