"Curiosity of a child"
Wyszedłem z niego powoli i położyłem się tuż obok, nierówno oddychając. Trzymaliśmy się teraz za ręce, patrzeliśmy sobie w oczy i próbowaliśmy ustabilizować nasze oddechy. Parę minut później pocałowałem go w czoło i powiedziałem:
-Zrobisz obiad, a ja pojadę do przedszkola?
-Dobrze, a mamy coś w ogóle w lodówce?
-Coś powinno być. Wymyślisz coś pysznego, kotek- mrugnąłem, a on zamruczał zawadiacko- Idę się ogarnąć- wstałem, założyłem świeże bokserki, zabrałem z szafy czyste ubrania i poszedłem do łazienki wziąć gorący prysznic. Ciepła woda obmywała moje ciało z lepkiego potu i pozwalała mięśniom się odprężyć. Wziąłem do ręki szampon do włosów i nałożyłem go sobie na głowę, powoli wcierając. Nagle owy płyn wpadł mi do oczu, powodując nieprzyjemne pieczenie. Zamknąłem oczy, starałem się jakoś je przepłukać. Zakręciłem wodę i wyszedłem z kabiny, macając szafki łazienkowe w poszukiwaniu ręcznika. Wtem coś, a raczej ktoś złapał mnie od tyłu.
-Aaa!- krzyknąłem w szoku- Frank, nie strasz mnie!- nie odpowiedział, zaśmiał się tylko i wtulił w moje plecy- Jak się tutaj znalazłeś?
-Mama mnie urodziła, głupku- zachichotał- Poważnie, pamiętaj o zamykaniu drzwi, tygrysie- mruknął i jeszcze mocniej oplótł mnie rękoma, masując przy tym moją klatkę piersiową.
-Franiu...Jesteś cichy i zwinny jak prawdziwy ninja, ale nie teraz- jęknąłem, na co on wepchnął mnie do kabiny i włączył wodę- Brr!- wrzasnąłem- Zimna!
-Ups! Nie ten kurek- ustawił letnią wodę i ściągnął swój mokry już podkoszulek.
-Frankie, będziesz mokry!
-Mi to nie przeszkadza- począł całować zagłębienie mojej szyi, schodząc niżej na klatkę piersiową. Nie ukrywam, że mi się to podobało. Ja, mój ukochany i ciepły prysznic! Wiedziałem jednak, że nie możemy. Nie teraz. Chwyciłem go za nadgarstki i odepchnąłem od siebie na "bezpieczną odległość".
-Frank, przestań! Muszę jechać po Bandit!
-Och! Cały czas tylko Bandit to, Bandit tamto! Ja już się nie liczę?!- oburzył się.
-Jesteś zazdrosny ?- podniosłem komicznie brew.
-Ja? O nią? Hahahahaha, nie.
-Więc o co chodzi?
-Odkąd tu przyjechała, spaliśmy ze sobą może ze trzy razy.
-Frank- zakręciłem wodę, wyszliśmy z kabiny, a potem owinąłem nas ręcznikami- Zrozum, że ona ma tylko 6 lat i nie można spaczać jej umysłu. Jesteś dla niej wujkiem. Wiesz co by było jakby czegoś się dowiedziała i, o zgrozo, powiedziała Lyn- Z? "Mamo, a tata i wujek Frank się całowali!"- powiedziałem dziecięcym tonem- Ona zrobiłaby mi wielką awanturę, że demoralizuję jej dzieciaka i zabroniłaby mi się z nią spotykać. Zrozum, to Frank! Poza tym, gwarantuję ci, że jak Bandit wyjedzie, to spędzimy ze sobą więcej czasu.
-Hm- prychnął obrażony.
-No już- pocałowałem go w nos- Zmykaj do kuchni i się ubierz w końcu- chłopak posłusznie wyszedł z łazienki, mrucząc coś pod nosem, a ja zabrałem się za suszenie włosów. Gdy byłem już ubrany, czyściutki i pachnący, była godzina 14:50. Szybko zbiegłem po schodach i założyłem buty. Przejrzałem się w lustrze i już miałem wychodzić, kiedy zatrzymał mnie melodyjny głos Franka dochodzący z kuchni:
-Gerard!
-Słucham?
-Kup po drodze pomidory, bo się skończyły.
-Ok, pa
-I nową patelnię...
-Czemu patelnię? Mamy przecież jedną... Frank? Coś ty znowu zrobił?
-Nic! Czemu zawsze jest na mnie?
-Bo ty pałaszujesz w kuchni!
-No i co z tego? A zresztą, niechcący przypaliłem wczorajszy obiad trochę za bardzo i... Spód się stopił...
-Że co proszę? Przecież obiad był dobry?
-Kupiłem mrożonkę.
-Matko...- złapałem się za głowę- A gwarancja była na trzy lata...- stęknąłem- Dobra, kupię tą nową patelnię.
-Gee!
-Co?
-Wiedz, że nie jestem już zły.
-Uff... Kamień spadł mi z serca!- przetarłem teatralnie ręką czoło- Idę już, bo się spóźnię- upragnione drzwi, tak blisko...
-Gerard!
-Co?!- wyjąkałem przez zęby
-Kluczyki...- powiedział zirytowany.
-Racja, dziękuję!- pobiegłem do kuchni zabrać klucze do auta- Co ja bym bez ciebie zrobił?- pocałowałem go w policzek na pożegnanie.
-No właśnie nie wiem- rzucił cicho, gdy już wychodziłem.
Wszedłem do przedszkolnej sali o zielonych ścianach i od razu dobiegły mnie radosne krzyki małych dzieci. Obejrzałem się dookoła, aż spostrzegłem małą, czarnowłosą istotkę bawiącą się lalką w kąciku dla dziewczynek. Od razu mnie rozpoznała i z uśmiechem na twarzy rzuciła mi się w ramiona.
-Tatuś!
-Cześć, Ban!- uścisnąłem ją- Jak tam było w przedszkolu?
-Fajnie, byliśmy na dwoze i hustalismy się na hustawkach!- gestykulowała cała rozentuzjazmowana. Kochałem jej dziecięcy głosik, tak śmiesznie sepleniła.
-A zjadłaś coś?
-Tak, pani dała nam jogurty.
-Cieszę się, ale samym jogurtem się nie najesz. Jedziemy do domu, Frank ugotuje nam coś pysznego. Musimy jeszcze tylko wstąpić do sklepu po pomidory i patelnię.
-Cemu patelnię, tato?- spytała zaciekawiona.
-Cóż, to długa historia... Opowiem ci w samochodzie.
-Dobze
-No to przebierz buty i idziemy.
-Ok- zniknęła za przedszkolnymi półkami.
♣ ♣ ♣ ♣ ♣ ♣
Przyznam, Bandit jest urocza. Ma długie, czarne włosy, często upięte w kucyk. Pyzata buzia i malinowe, uśmiechnięte usteczka bez dwóch zębów- co jest powodem jej seplenienia- nadają jej dziecinnego uroku. Ma też przepiękne, zielonkawo- brązowe, duże oczęta, długie rzęsty, smukły nosek i dołeczki w policzkach. Jednym słowem: cudna, po tatusiu. Ale charakterek to ma ewidentnie po mamusi. Potrafi się obrażać przez parę dni, domaga się o swoje, jest strasznie ciekawska, pragnie uwagi- jak to każde dziecko- i jest bardzo żywiołowa. Czasem nie wyrabiam z nią nerwowo, ale kocham. Przecież to moja córka. Frank też się do niej przekonuje. Schlebiła mu podczas obiadku, kiedy to radośnie wychwalała jego kuchnię. Gdyby nie Frank, to dawno byśmy tu umarli z głodu. Mała zawsze ochoczo się z nim bawi. Jest to naprawdę śmieszne zjawisko. Bandit ciągnie biednego Franka za rękę do swojego pokoju, maluje do szminką, ubiera w sukienki, czesze, sadza na malutkim krzesełku obok maleńkiego stoliczka i piją razem niewidzialną herbatkę w towarzystwie lalek i pluszowych jednorożców. Doprawdy, nie potrafię wtedy powstrzymać ataku śmiechu. Ban to kochana córeczka!
♣ ♣ ♣ ♣ ♣ ♣
-Tak, wiem. Nie, nie ma jej jeszcze. W przedszkolu. No i co z tego?! Dobra, skończ już z tym! Wiem, głupi nie jestem! Moja wina? To ty lepiej się dzieckiem zajmuj, a nie sobie wyjeżdżasz z Kitty i resztą popaprańców na jakieś durne imprezy w Tropikach! My się tutaj świetnie bawimy. Oczywiście, zadzwoni jak wróci z przedszkola. Coś jeszcze? To kończę, cześć!- odłożyłem gniewnie słuchawkę. Nasze relacje z Lindsey są nadal burzliwe. Co ona sobie w ogóle wyobraża?! Wyjeżdża co chwila na jakieś wakacje ze znajomymi, albo z tym jej nowym facetem- Simonem. Pff! A jak jej dzieciak przeszkadza, to podrzuca go tacie, który zawsze się nią zaopiekuje. Nawet tego ze mną nie uzgadnia. Przywozi tylko jej rzeczy i znika. Nie liczy się z tym, że ja i Frank też mamy swoje obowiązki. Gardzi nami, jakbyśmy byli niszą społeczną.
Dziwię się, że sąd przyznał tej kobiecie prawa do opieki nad Ban. Dobrze, że przynajmniej pozwolił mi się z nią widywać. Trudno, dla Bandit zrobię wszystko...
♣ ♣ ♣ ♣ ♣ ♣
-Już jestem!- obwieściłem wszystkim swój powrót do domu. Nikogo jednak nie zastałem, a przynajmniej nikt mi nie odpowiedział. Ściągnąłem buty i odłożyłem torbę z zakupami do kuchni. Napiłem się soku pomarańczowego i poszedłem na górę. Zobaczyłem uchylone drzwi do pokoju mojej córki, więc odruchowo zajrzałem, by sprawdzić, czy wszystko w porządku. Wiecie co zobaczyłem? Frank siedział przy jej łóżeczku i opowiadał bajkę.
-I wtedy zły smok pękł, a z jego brzucha wyleciało mnóstwo przepięknych jednorożców!
-Hulaa! Flank?
-Tak?
-Skolo jednolozce się uwolniły, to cemu ich nie ma?- spytała zaciekawiona.
-Hmm... Dlatego, że się boją. Widzisz, nasz świat jest bardzo nowoczesny, a ludzie zapracowani i zmęczeni codzienną gonitwą na szczyt kariery. Nie mają czasu ani wyobraźni, żeby je zauważyć. A jednorożce biegają sobie po łąkach, czasem nawet wśród nas, szukając tu przyjaciół, ale rzadko kto je widuje.
-A ty, wujku, widziałeś kiedyś jednolozca?
-Tak, jeden raz.
-Naprawdę?
-Aham! Bawiłem się wtedy w parku i go zauważyłem. Ukłonił się nisko, a potem zniknął wśród drzew.
-Jejku, ty to miałeś scęście, Flank!
-A ty widziałaś kiedyś jednorożca, młoda damo?
-Nie...
-Nie martw się, jak się w coś wierzy, to na pewno się spełni!
-Opowiadaj dalej, wujku!- ziewnęła i położyła głowę na poduszce, po czym zamknęła oczy.
-Jednorożce wróciły do królestwa, smok pękł i już nie straszył, a mieszkańcy znów byli radośni. Wszyscy żyli długo i szczęśliwie! Koniec.- Bandit spała już w najlepsze. Frank pogłaskał ją po policzku i wyszedł.
-Matko!- stęknął- Nie strasz mnie!
-Cii! Nie krzycz tak, bo ją obudzisz! Przepraszam, ale nie chciałem ci przerywać bajki. Urocze to było, wiesz?
-No co? Przynajmniej zasnęła,- zamknął drzwi- a my mamy trochę czasu dla siebie...- uśmiechnął się. Ach ten Frank i jego wieczna chcica! Pociągnął mnie do sypialni i rzucił na łóżko. Doprawdy, nie mam pojęcia skąd w takim małym ciałku tyle siły. Usiadł na mnie okrakiem, niby przypadkowo ocierając nogą o moje krocze. Ściągnął swoją koszulkę, a potem moją. Mogłem teraz podziwiać jego tatuaże w pełnej okazałości. Wpił się w moje usta łapczywie. Postanowiłem, że tym razem on przejmie kontrolę. Zszedł językiem na moje ramię, potem tors, a ja błądziłem rękoma po jego plecach. Zaczął odpinać rozporek i ściągnął spodnie, potem zabrał się za moje. Zostaliśmy w samych bokserkach. Pomimo tego iż kocham Franka i nie mam przed nim żadnych tajemnic, to zawsze towarzyszy mi małe uczucie wstydu, ale potem mija. Zastępuje ją pożądanie. Znów otarł się o mnie. Czułem jak moja męskość twardnieje, a Frank- na złość- teraz zaczął bawić się moimi włosami, okręcał je sobie wokół palca.
-Frank- jęknąłem- Dalej!
-Hehe, nie dasz mi się pobawić- uśmiechnął się i ściągnął moje bokserki. Byłem całkiem nagi. Frank powoli ściągał swoje, niczym tancerka erotyczna, a potem znów wpił się w moje usta. Oddychaliśmy bardzo szybko i płytko, aż Frank spojrzał na mnie znacząco.
-Zrób to, Frank- odwróciłem się. Poślinił palce i rozszerzył mój odbyt, aby mnie przygotować.
-Teraz?- spytał spokojnie.
-Teraz!- chłopak wszedł we mnie, czemu towarzyszył niezmierny ból i uczucie dyskomfortu, do którego coraz bardziej się przyzwyczajałem i zaczynałem czerpać z niego niewyobrażalną przyjemność. Zaczął poruszać się najpierw powoli, a potem coraz szybciej.
-Tak, Frankie!- jęczeliśmy obydwoje. Nie tłumiliśmy już westchnień. Nie obchodziło już nas nic. Byliśmy tylko my dwoje i było nam dobrze. Wiliśmy się w spazmach rozkoszy. Poczułem, że już dłużej nie wytrzymam. Krzyknąłem głośno, po czym doszedłem. Frank zaraz po mnie, czemu towarzyszyło uczucie ciepła w moim ciele. Biedny, opadł z sił. Wyszedł ze mnie i położył się plackiem. Zacząłem całować go leniwie po wargach. Uśmiechał się, ale nagle zbladł. Odepchnął mnie od siebie i szybko nakrył się kołdrą. Odwróciłem się, by sprawdzić o co chodzi i również zamarłem. Bandit stała jak wryta tuż obok niedomkniętych drzwi, a w ręce trzymała swojego ukochanego pluszowego jednorożca, z którym zawsze śpi. Jej mina wyrażała głębokie zdziwienie, a może nawet i strach. Szybko owinąłem się kołdrą i krzyknąłem:
-Bandit! Co tutaj robisz?!
-Ja... Chciałam tylko się napić i usłyszałam ksyki...
-Długo już tu stoisz?
-Nie, pzysłam całkiem niedawno...
-Nie wiesz, że to nieładnie podglądać ludzi?!
-Ja...
-Marsz do pokoju, Bandit!- wrzasnąłem, mała się rozpłakała i uciekła do siebie, Frank był cały czerwony na twarzy. Co za wtopa!
-Myślisz, że dużo widziała?- spytał.
-Nie mam pojęcia!
-Jak jej to wytłumaczysz?
-Nie wiem!
-Nie powinieneś tak na nią krzyczeć- stwierdził.
-Cholera!- wstałem i ubrałem się pospiesznie, Frank zrobił to samo. Poszedłem do pokoju córki. Mała siedziała skulona na łóżku, przytulała jednorożca i płakała.
-Ban...Nie płacz! Przepraszam, nie powinienem był na ciebie krzyczeć, po prostu byłem wtedy zdenerwowany. No już, nie płacz- objąłem ją i otarłem zły ściekające po jej gładkich, bladych policzkach.
-Tatusiu?- przetarła nos- Cemu ty i wujek Flank ksyceliście? Robiliście sobie ksywdę?
-Nie, kochanie, w żadnym wypadku. No... Widzisz, bo...- jąkałem się- Ja i Frank, to znaczy... Eemm...
-Bawiliśmy się w duchy- na pomoc przybył Frank i mrugnął do mnie.
-Yy... Tak, właśnie. Frank udawał ducha i mnie straszył, a ja krzyczałem z przerażenia.
-Dokładnie!- spointował Frank.
-Ale cemu na golasa?
-Jak to czemu?- udałem zdziwienie- A widziałaś kiedyś, żeby duchy chodziły w ciasnych rurkach i trampkach?
-No nie...
-No właśnie- uśmiechnąłem się, ale w duchu cały się trząsłem.
-Aha! A czy ja mogę tez się z wami pobawić w duchy?- spytała uradowana.
-Nie!- krzyknęliśmy równo.
-To znaczy- zacząłem- To jest zabawa tylko dla dorosłych.
-Łee! Skoda- spochmurniała.
-Lepiej pobawmy się w dom, co?- zaproponował Frank.
-Taak! Robię podwiecorek, a wy będziecie moimi goscmi. Zaraz was umaluję, poczekajcie- pobiegła do łazienki, a my odetchnęliśmy z ulgą.
♣ ♣ ♣ ♣ ♣ ♣
Został nam ostatni tydzień razem. Potem Lyn- Z wraca po Bandit i jadą do domu. Szkoda, bo bawiliśmy się naprawdę fajnie. Frank nareszcie się do niej przekonał i będzie nam ciężko się rozstać. Zawsze znajdzie się u nas dla niej miejsce. Jest takim... Dobrym duszkiem tego domu. Pocieszam się tylko myślą, że jak znam moją byłą żonę, to Ban dość szybko do nas znów zawita...
Byliśmy po obiedzie. Ja czytałem gazetę na fotelu, Frank rozłożył się na kanapie i oglądał telewizję, a Bandit rysowała sobie coś, leżąc na miękkim, brązowym dywanie. Dobrze, że nie jest aż tak ciekawska i nie drążyła dalej tematu naszej "zabawy w duchy", bo nie wiem co byśmy dalej wymyślili. Mam też nadzieję, że nie powie o tym incydencie matce.
Nagle ulubiony serial Franka przerwała reklama jakichś artykułów gospodarstwa domowego:
"Tylko u nas tak niskie ceny: Wielofunkcyjny robot kuchenny za 69,99 $ ! "
Usłyszałem chichot i spojrzałem znad gazety na szczerzącego się do mnie bruneta.
-Słyszałeś, Gee? 69- podkreślił tę liczbę i puścił mi oczko, zawadiacko się uśmiechając. Popukałem się palcem w czoło w geście bezradności, na co znów się zaśmiał. Zrobiłem to samo, zboczuch jeden! Szybko jednak przestaliśmy, bo koło nas stała zdezorientowana czarnowłosa dziewczynka i z tą swoją dziecięcą ciekawością spytała:
-Tato, a co to znaczy 69?
-----------------------------------------------------------------------------
I co Wy na to? Podobało się? :3
A teraz odpowiedzi na pytania, których było..... W sumie tylko jedno o.O
Czym się inspirowałam, kiedy pisałam "When life leaves us blind, love keeps us kind"?
Hmm... Od dawna intrygowało mnie życie ludzi niewidomych. Ich "spojrzenie" na świat, przeżycia, sposoby na odnalezienie się bez tak ważnego zmysłu. Zagłębiłam się w tym trochę bardziej. Poza tym, miałam styczność z takimi ludźmi podczas pobytów w specjalnym hotelu dla niewidomych na wakacjach. To co oni robią przechodzi ludzkie pojęcie. Potrafią się tak cieszyć z życia. Niektórzy znaleźli miłości życia. Czyż to nie cudowne, jak dwoje niewidomych ludzi się kocha? Przecież prawdopodobnie siebie nigdy nie widzieli, ale jednak coś ich połączyło. To jest właśnie sens prawdziwej miłości. Nie wygląd, majątek czy popularność, tylko charakter i wnętrze człowieka. Po prostu magiczne! W tym opowiadaniu chciałam przedstawić moje poglądy na świat, parę "złotych myśli" itp. Myślę, że przybliżyłam Wam teraz źródło mojej inspiracji :3
PS Ponawiam prośbę o wykonanie szablonu :D
HAPPY INTERNATIONAL MCR DAY!!! <3
<chociaż bez Nich to już nie to samo, ale trzeba się cieszyć i obchodzić to święto z należytym szacunkiem dla zespołu>