"Everything's gonna be okay"
Obudziła się w zimnym, małym pomieszczeniu. Wokół było ciemno, tylko
jedna niewielka lampka oświecała jego część. Chciała wstać i rozejrzeć się
trochę dookoła, ale coś jej w tym przeszkadzało. Spostrzegła, że jest przykuta
kajdankami do jakiejś rury. Nigdzie w pobliżu nie było kluczyka. Gdy zauważyła
rany na swoich nogach i na ramionach, zaczęła panikować.
-Gdzie ja jestem?- mówiła sama do
siebie- Co się stało? Jak tu trafiłam?- milion pytań przechodziło jej wtedy
przez głowę. Uporczywy ból mięśni i kłucie w skroniach uniemożliwiało jej skupienie
się. Starała się przypomnieć sobie, co robiła wcześniej.
Wstała rano, koło 9:00 i poszła do łazienki się umyć.
Potem ubrała się i zeszła do kuchni. Tam czekał na nią młody, wysoki mężczyzna
o jasnych włosach i ciemnych tęczówkach. Odsunął jej krzesło, podał
„królewskie” śniadanie i jej ulubioną kawę, espresso. Potem usiadł obok niej i
pocałował czule w policzek.
-Wczorajsza
noc była wspaniała- uśmiechnął się- Ale muszę dzisiaj wyjechać służbowo.
-Co?
Gdzie i na jak długo?- spytała.
-Do Nowego
Jorku na dwa tygodnie.
-Co? Tak
długo?- spytała z niedowierzaniem.
-Niestety,
to są nasi najbardziej wpływowi klienci. Nie mogę odmówić- odpowiedział.
-O której
wyjeżdżasz?
-Mam
samolot o 15:00.
-Czemu mi
wcześniej nie powiedziałeś?- dodała z wyrzutem.
-Bo
dowiedziałem się tego dopiero przedwczoraj, a ty byłaś zajęta.
-Skoro
musisz...- powiedziała smutnym tonem- To jedź, nikt cię tu nie trzyma na siłę.
-Wiem,
kochanie, przepraszam- objął ją ramieniem i przycisnął do siebie- Zobaczysz,
dwa tygodnie zlecą zanim się obejrzysz- pocałował ją w czoło.
Stała na lotnisku i czytała informacje o
odlotach, gdy z głośnika wydobył się cienki głos kobiety:
-Uwaga!
Pasażerowie lecący do Nowego Jorku proszeni o przejście do bramki nr 5.
Objęła
mężczyznę jeszcze raz i ze łzami w oczach patrzyła, jak znika po drugiej
stronie lotniska. Poczekała, aż samolot odleci, a potem wyszła na zewnątrz.
Starała się nie myśleć, że nie zobaczy się z ukochanym przez dwa tygodnie.
Podróż była długa i męcząca. Kobieta nie
cierpiała jeździć metrem. Tłok, gorąco, niewygodne siedzenia i smród
niezidentyfikowanego pochodzenia. W końcu wyszła z dusznego pomieszczenia na świeże
powietrze. Przechadzała się ulicami mokrymi od deszczu i świecącymi od blasku
latarń. Skręciła w nieoświetloną uliczkę, która była skrótem do jej mieszkania.
W pewnym momencie usłyszała czyjeś kroki tuż za nią. Odwróciła się, ale niczego
nie zobaczyła, więc ruszyła dalej. Potem usłyszała czyjś krzyk, huk, wszystko
zawirowało. Dalej już niczego nie pamiętała, chyba zemdlała.
Nadal nie wiedziała, kto ją tu przywiózł i, co najważniejsze, po co.
Spróbowała wstać, ale uciążliwy ból głowy sprawił, że przez chwilę świat
zakręcił jej się przed oczyma i dziewczyna musiała złapać się rury, do której
była przypięta, by nie upaść. Wszystko ją bolało, w pomieszczeniu było ciasno,
zimno, mokro i strasznie, a na
dodatek w powietrzu unosił się dziwny zapach. Rozpaczliwie szukała sposobu na
uwolnienie się z pułapki.
-Może to „Ukryta Kamera”, wkręcają mnie-
mamrotała pod nosem, powstrzymując wybuch na przemian histerycznym śmiechem i
płaczem. Nagle drzwi się otworzyły, a ze schodów zaczął schodzić wysoki, dobrze
zbudowany mężczyzna. Nie mogła mu się dokładnie przyjrzeć, bo ze strachu
zamknęła oczy. Mężczyzna podszedł do niej i wyjął z kieszeni kartkę, którą
przeczytał na głos:
-Jane Parker, lat 25, zamieszkała w
Seattle na Golden Street 12- odwrócił kartkę i pokazał dziewczynie zdjęcie o
znajomej twarzy.
-Patrick!- krzyknęła- Kim jesteś i skąd
to wszystko wiesz?
-Spokojnie, to ja jestem tu od zadawania
pytań- warknął- Znasz go?- wskazał palcem na zdjęcie, a Jane kiwnęła twierdząco
głową.
-To mój narzeczony- powiedziała- Czego
od nas chcesz?
-Powiedziałem już coś o pytaniach-
mężczyzna zaczął się denerwować, a na jego łysej głowie pojawiły się kropelki
potu. Już chciał coś powiedzieć, ale przerwał mu drugi męski głos, dobiegający
ze schodów:
-Jack! Zostaw, ja to załatwię!- wtedy
Jack rzucił zdjęcie na podłogę i wyszedł z małego pomieszczenia. Starszy od niego i
dobrze zbudowany mężczyzna zszedł ze schodów i ruszył w kierunku Jane. Po
drodze zabrał krzesło i podniósł kartkę, uprzednio rzuconą przez Jack’ a.
Usiadł naprzeciwko roztrzęsionej kobiety i przyjrzał jej się dokładnie. Długie,
czekoladowe włosy opadały w
nieładzie na jej smukłą twarz, którą zdobiły teraz czerwonawe ślady. Z jej
bladoniebieskich oczu można było odczytać przerażenie i niepewność. Słabe
światło żarówki odbijało się w jej tęczówkach, sprawiając przy tym wrażenie
złotej otoczki. Szczupła sylwetka, długie nogi i zadbane paznokcie, a świeże
rany idealnie odznaczały się na jej bladej cerze. Wyglądała tak niewinnie,
miotały ją dreszcze. Sądząc po chłodnej, deszczowej pogodzie na zewnątrz i jej
poszarpanych ubraniach wywnioskować można było, że kobiecie było bardzo zimno.
Czarnowłosy schylił się do niej i powiedział:
-Spokojnie… Jestem Tom, nie musisz się
mnie bać. Nie zrobimy ci krzywdy. Przepraszam za zachowanie Jack’ a, pewnie
jest ci zimno?- spytał czułym tonem.
-Yhm- szepnęła- Ja jestem Jane. Czemu
mnie tu trzymacie?
-Poczekaj chwilę…- Tom wstał i wyjął
koc, którym okrył dziewczynę- Chcemy tylko zadać ci parę pytań. Znasz go?-
pokazał na zdjęcie.
-Tak. To Patrick, mój narzeczony. Czego
od nas chcecie, co wam zrobiliśmy?- głos jej drżał. Do tej pory myślała, że
takie sytuacje zdarzają się tylko w filmach.
-Twój kochaś jest nam coś winien-
wtrącił się Jack, który od dobrych paru minut przysłuchiwał się rozmowie z
kiełbasą w ręku.
-Jack, do cholery! Nie strasz jej!- Tom
dopiero teraz zorientował się, że jego kolega był tutaj- Może najpierw ty
zadasz mi pytanie?- zwrócił się do Jane.
-Tak, mam parę. Gdzie jestem? Co mój
narzeczony jest wam winien? I do czego ja jestem wam potrzebna?
-Jesteś w naszej piwnicy, w Kent. Ty
powiesz nam, gdzie jest twój narzeczony i pomożesz nam go stamtąd ściągnąć. Jest
nam winien 1 mln $ za nieudany skok.
-Co?- powiedziała z niedowierzaniem-
Patrick nie mógłby…
-No właśnie, nie Patrick…
-Nie rozumiem
-Twój narzeczony tak naprawdę nazywa się
Billy Westwood, pseudonim „Długi” i był członkiem zorganizowanej grupy
przestępczej…- wtrącił się Jack.
-Jack!- krzyknął Tom- Ty idioto!
Musiałeś się wygadać?
-No co?- spytał oburzony- Przecież i tak
się jej pozbędziemy- dodał obronnym tonem, na co Jane nerwowo przełknęła ślinę.
-Mniejsza z tym- starszy machnął ręką-
Gdzie jest Billy?- zmienił ton.
-Nie wiem i nic wam nie powiem!-
krzyknęła.
-Ach tak? No to sobie tu jeszcze trochę
posiedzisz!- warknął młodszy, zgasił światło i wyszedł. Dziewczyna się
rozpłakała. Tom również wyszedł, zamykając za sobą drzwi na klucz.
-Pięknie! W co ty się wpakowałeś,
Patrick? Boże… Wypuśćcie mnie!- szlochała Jane.
******
Znowu ciemność. Nie wiedziała
dokładnie, która jest godzina, ale wydawało jej się, że dosyć późno. Od tamtej
pamiętnej rozmowy nikt do niej nie przyszedł. Czy oni naprawdę mają zamiar mnie
zabić?- myślała. Natłok informacji kumulował się w jej głowie i nie dawał
zasnąć. Była bardzo zmęczona, ale bała się zamknąć oczy. Bała się, że jak
zaśnie, to oni tutaj przyjdą i jej coś zrobią. Największy strach wzbudzał u
niej młodszy mężczyzna. Wyglądał na takiego, co wszystkie sprawy rozwiązuje
przemocą. Z zamyśleń wyrwało ją skrzypnięcie drzwi, a błysk zapalanego światła
oślepił ją na chwilę. Pomrugała parę razy, aby przyzwyczaić się do jasności.
Spojrzała na schody. Tom szedł do niej z czymś w ręce. Nachylił się do kobiety i podał
jej do ręki ciepłą bułkę z serem.
-Jedz- powiedział- Na pewno jesteś
głodna.
-Dziękuję- wzięła do ręki bułkę,
obejrzała dokładnie i powąchała.
-Ha ha! Nie bój się, nie jest zatruta-
na twarzy bruneta pojawił się uśmiech. Dopiero teraz mogła się mu lepiej
przyjrzeć. Miał, na jej oko, koło trzydziestki. Krótkie włosy opadały na
wysokie kości policzkowe. Ciemne oczy i lekki zarost dodawały mu tajemniczości.
Jane zauważyła, że kiedy Tom się śmieje, robią mu się małe zmarszczki na czole,
przez co wydawał się być uroczy. Jane dopatrzyła się również licznych blizn,
zapewne po ich „akcjach” oraz tatuażu w kształcie smoka na prawym ramieniu.
Mężczyzna podał jej też ciepłą herbatę i powiedział, że nie zrobią
jej krzywdy. Lepiej dla Billy’ ego, jeżeli Jane będzie z nimi
współpracować. Potem wyszedł z piwnicy, a ona znowu została sama. Lecz tym
razem była jakaś taka… Spokojniejsza. Zasnęła pośród ciemności.
******
Obudziła się, nie wiedząc, która godzina.
Przetarła oczy. Leżała tam od ładnych paru dni. Przez ten czas zdążyła się
przyzwyczaić do ciemności panujących w piwnicy. Tom, wbrew pozorom, był
naprawdę miłym facetem. Zapewniał jej jedzenie, higienę, ciepłe koce, a nawet
kupił jej nowe ubrania. Co prawdą trochę za duże, ale przynajmniej wygodne.
Jane miała wrażenie, że Tom nie pozwoli zrobić jej krzywdy. Jednak nadal nie
wiedziała, ile jeszcze czasu mają zamiar ją tu przetrzymywać. Rozmyślenia
przerwały jej podniesione głosy, dobiegające zza drzwi:
-Trzeba
coś zrobić, przecież nie będziemy wiecznie czekać!
-Spokojnie,
Jack. Trzeba jeszcze trochę wytrzymać. W końcu dziewczyna się przełamie i
wszystko nam wyśpiewa.
-Taa! A
myślisz, że już jej szukają?
-Nie
wiem. Trochę czasu minęło. Ktoś musiał zauważyć jej zniknięcie…
-Mogliśmy
od razu zadzwonić i zażądać za nią okupu.
-Ale
jak? Przecież nie mamy jego numeru ani nie wiemy, gdzie obecnie przebywa Długi.
-No to
trzeba to z niej wycisnąć!
-Rób co
chcesz, ja idę się napić.
-Dobra,
zrób mi kawy przy okazji- odpowiedział Jack i zszedł do piwnicy.
Jane
skuliła się w kłębek i zamknęła oczy. Wolałaby, żeby przyszedł do niej Tom.
Jack podszedł bliżej i spojrzał kpiąco.
-Żarty
się skończyły, paniusiu. Albo powiesz nam, gdzie jest Długi, albo inaczej sobie
pogadamy!- powiedział mrożącym krew w żyłach tonem.
-Nic wam
nie powiem!- krzyknęła z przerażenia.
-Ach
tak?- spytał i zaczął odpinać jej guziki przy bluzce. Kobieta zadrżała ze
strachu. Chciała coś zrobić, ale kajdanki jej przeszkadzały. Zaczęła
rozpaczliwie krzyczeć, ale mężczyzna zamknął jej usta dłonią. Wtem drzwi od
piwnicy się otworzyły i stanął w nich Tom z filiżanką kawy w ręku. Szybko
upuścił naczynie i zbiegł po schodach.
Dopadł do Jack’ a i siłą odepchnął go od zapłakanej dziewczyny.
-Jack!
Popieprzyło cię do reszty?! Co to ma być, do cholery?!- krzyczał ze złością-
Nie tak się umawialiśmy! Wynocha stąd!- na te słowa młodszy posłusznie wyszedł,
przeklinając coś pod pod nosem. Jane z zapartym tchem przyglądała się całej
sytuacji. Po chwili wyjąkała:
-Dziękuję…
-Nic ci
się nie stało?- spytał z troską.
-Nie.
Gdyby nie ty…- zawiesiła głos
-Wiem,
przepraszam za niego.
-Nie
musisz przepraszać, to nie twoja wina.
-Powiesz
mi w końcu, gdzie jest twój narzeczony?- spytał, na co kobieta pokiwała głową z
rezygnacją.
-Patrick
jest w Nowym Jorku. Przyjedzie dopiero za tydzień. Wyjechał służbowo. Czego wy
od nas chcecie?- zaczęła lekko histeryzować.
-Gdzie
masz komórkę?
-Tam-
wskazała na małą, brązową torebkę. Tom wyjął z niej telefon i wyszukał numer
Długiego w kontaktach. Podał komórkę Jane i czekał, aż ktoś odbierze. Po paru
sygnałach w telefonie zabrzmiał męski głos:
-Halo?
-Patrick?-
spytała Jane.
-Jane!
Jak miło, że dzwonisz. Stęskniłem się za tobą- odpowiedział.
-Ja też,
kochanie!- spojrzała wyczekująco na Tom’ a, a ten kiwnął tylko głową- Dam ci
kogoś do telefonu, dobrze?- podała komórkę mężczyźnie.
-Dobrze…
-Halo?-
powiedział Tom.
-Dzień
dobry. Z kim rozmawiam?- spytał grzecznie.
-Doprawdy?
Nie poznajesz starego kumpla, Billy?- odpowiedział chłodnym tonem.
-Tom?-
głos mu zamarł- Co jest grane?
-Pamiętasz,
że masz u nas dług? Mamy twoją dziewczynę i żądamy za nią 1 mln $, jasne?
-Co?-
zachłysnął się powietrzem- 1 mln $ ?
-Tak,
jak słyszałeś. Masz czas do końca tygodnia, a jak nie…
-Do
końca tygodnia? Nie jestem w stanie tyle uzbierać w tak krótkim czasie!
-To już
nie mój problem. Będziemy czekać na rynku w Kent o 20:00. Nie spóźnij się, bo
możesz już jej więcej nie zobaczyć.
-Tom!-
krzyknął- Jeżeli coś jej się stanie, to przysięgam, że nie wrócisz stamtąd
żywy- zagroził.
-Taa… Do
zobaczenia za tydzień- odburknął i się rozłączył. Włożył telefon z powrotem do
torebki i wyszedł z piwnicy, gasząc uprzednio światło. Jane tępo gapiła się w
sufit. W końcu dotarły do niej słowa Tom’ a.
-A
jednak chodziło o okup- mówiła do siebie- Wiedziałam… Tom to zwykły,
bezuczuciowy gangster, dla którego liczy się tylko kasa! I pomyśleć, że wydawał
się mi czułym, opiekuńczym facetem…
******
Odłożył komórkę na stolik i usiadł na łóżku.
Złapał się za głowę i westchnął ciężko.
-Skąd ja
wezmę taką sumę pieniędzy?- histeryzował- Gdybym nie wyjechał do Nowego Jorku i
z nią został, to nie doszłoby do tego… A jak on jej coś zrobi? Jaki ja jestem
nieodpowiedzialny, to moja wina…- karcił się w duchu- Chwila… Już wiem, od kogo
mogę pożyczyć pieniądze!- nie zastanawiając się długo, chwycił telefon, wybrał
numer i z błyskiem w oku czekał na połączenie. Gdy ktoś odebrał, Patrick
powiedział:
-Sarah?
Mam mały problem…
******
Minął tydzień. Jane z każdą chwilą bardziej się bała. Już
nie o siebie, lecz o narzeczonego.
Czy uda mu się zdobyć 1 mln $ w tak krótkim czasie? Czy się nie spóźni? Czy nie
zrobią mu krzywdy? Czy jeszcze kiedykolwiek go zobaczy?- milion pytań kłębiło
się w jej głowie. Z zamyślenia wyrwał ją trzask otwieranych drzwi. Po chwili do
piwnicy zszedł młodszy mężczyzna. Rozkuł ją, pomógł założyć buty i płaszcz.
Potem wyprowadził kobietę na zewnątrz. Jane musiała przez chwilę przyzwyczaić
się do światła. Jack kazał jej wejść do samochodu, zamknął dokładnie drzwi, a
sam usiadł z przodu i czekał na kolegę. Parę minut później przyszedł Tom.
Usiadł za kierownicą i odpalił silnik. Jechali tak w milczeniu dobre 10 minut.
Jane powoli uświadamiała sobie, że niedługo to wszystko się skończy i była
spokojniejsza.
Tom zatrzymał się na umówionym miejscu i
wyłączył silnik. Kiwnął głową na Jack' a, a ten odblokował pistolet. To samo
zrobił starszy. Jane widząc to, znowu najadła się strachu. Jack kazał jej
zaczekać w aucie, potem mężczyźni wyszli. Było już dosyć ciemno, Tom spojrzał
na zegarek- 19:50.
-Oby się
nie spóźnił- powiedział do kolegi, po czym wyjął z kieszeni paczkę papierosów-
Chcesz może jednego?- zaproponował.
-Nie,
dzięki- odparł Jack.
-Nie, to
nie- prychnął i zaciągnął się głęboko. Po około 10 minutach na rynek przyjechał
Patrick.
-Punktualny
jest!- zaśmiał się Jack. Z samochodu wyszedł blond włosy mężczyzna ze srebrną
teczką w ręku.
-Witamy!
Dawno nas nie odwiedziłeś, Billy- odburknął Tom.
-Daruj
już sobie te gadki, Tom- odpowiedział rozeźlony- Gdzie jest Jane?
-Spokojnie,
nic jej nie jest. Siedzi sobie grzecznie w naszym autku- zironizował Jack.
-Chcę ją
najpierw zobaczyć- zażądał.
-Jack!-
Tom klasnął w dłonie. Młodszy przyprowadził Jane.
-Patrick!-
krzyknęła uradowana.
-Najpierw
kasa!- postanowił starszy. Patrick podszedł do mężczyzn i wręczył im teczkę z
pieniędzmi. Jack zabrał się do przeliczania pieniędzy, a Jane przytuliła się do
narzeczonego.
-Nic ci
nie zrobili?
-Nie.
Patrick, wytłumacz mi jedno. O co chodzi z tym gangiem?
-Powiem
ci w domu.
-Ale ja
chcę wiedzieć teraz!- zrobiła groźną minę.
-No
dobrze… Za młodu należałem do zorganizowanej grupy przestępczej. Zajmowaliśmy
się rozbojami i napadami na większe banki. Pewnego dnia odmówiłem skoku, gdyż
nie chciałem już więcej należeć do gangu. Odszedłem, zmieniłem nazwisko,
przeprowadziłem się do Seattle, gdzie poznałem ciebie. Tom i Jack napadli wtedy
na ten bank, lecz ich złapano. Za liczne rozboje dostali po 5 lat. Potem już
ich nie widziałem. Nie wiem, jakim cudem mnie znaleźli…
-Czemu
mi nic nie powiedziałeś?- spytała z wyrzutem.
-Nie
chciałem, żebyś ode mnie odeszła. Wybacz mi…
-Wybaczam!-
pocałowała go czule- Teraz wszystko wróci do normy. Powiedz mi tylko, skąd
wziąłeś 1 mln $ ?
-Sarah
mi pomogła.
-Kto?
-Sarah
to moja dobra znajoma. Mogę na niej zawsze polegać, dołożyła połowę.
-Wszystko
się zgadza- rozmowę przerwał Jack.
-Świetnie!
Jedziemy stąd- dodał Tom. Wsiedli do samochodu i odjechali. Jane i Patrick również pojechali do domu.
Nareszcie w swoim mieszkaniu! Jane cieszyła
się niezmiernie, że to wszystko dobrze się skończyło. Planowali już z
Patrickiem ślub, na którym gościem honorowym będzie Sarah. Wysoka, szczupła
blondynka o błękitnych oczach, dzięki której Jane została uratowana. Kobiety
szybko się zaprzyjaźniły. Jane zastanawiała jedna rzecz- po co Tomowi ten 1 mln
$ ?
******
-Stary, jesteśmy bogaci!- krzyknął uradowany
Jack- To co? Dzielimy się po połowie, nie?
-Co?
Chyba cię pogięło! Niczego nie dostaniesz!- warknął Tom.
-Słucham?
Nie tak się przecież umawialiśmy!
-Było,
minęło. Trudno się mówi, takie życie- wzruszył ramionami.
-O nie!-
Jack ruszył w stronę Tom’ a, lecz ten wyciągnął pistolet i strzelił koledze
prosto w serce. Mężczyzna zginął na miejscu. Tom zabrał teczkę i wsiadł do
samochodu.
Stanął na parkingu. Wyszedł z samochodu,
wziął pieniądze i wszedł do dużego budynku. Minął parę korytarzy i wszedł do
sali. Na łóżku siedziała mała, czarnowłosa dziewczynka. Gdy go zobaczyła,
rzuciła mu się na szyję.
-Tata!
-Cześć,
córciu! Mam fantastyczną wiadomość!
-Jaką?
-Mam
pieniądze na twoją operację. Wyzdrowiejesz i wyjdziesz ze szpitala- Tom nie
krył radości.
-Hura!-
krzyknęła dziewczynka.
-A potem
wyjedziemy na długie wakacje nad morze.
-Obiecujesz,
tatusiu?
-Obiecuję!
Zobaczysz, teraz wszystko już będzie dobrze- objął córkę i pocałował w czółko,
a ta szeroko się uśmiechnęła.